Oto historia o tym jak odnalazłem swoje miejsce na świecie. Kim jestem? Otóż nazywam się Rogue. Jest to imię które otrzymałem od mojego ojczyma, ale o tym w dalszej części historii. Czym jestem? Należę do gatunku Komion'ów. W teorii Komion'y to gatunek dużych stadnych drapieżników preferujących nocny tryb życia. Jest to również gatunek będący obecnie na skraju wymarcia. To jedyne co wiem na temat tego czym jestem. Uważacie że to dziwne, prawda? Przedstawiciel rasy praktycznie nic o niej nie wie. Cóż.... Nie było to aż tak dziwne. W końcu ja nie mam swojego stada, więc nie miałem nawet od kogo się tego dowiedzieć. "Wygnaniec", "nieudacznik" pewnie myślicie. Niestety, ale to również trochę mija się z prawdą. Prawda jest taka że ja nigdy nie miałem stada ani nawet nigdy nie spotkałem innego przedstawiciela mojego gatunku. Wszystko co wiem zawdzięczam mojemu ojczymowi o którym wspominałem już wcześniej. Był on starym smokiem o czarnych łuskach i blado czerwonych oczach, które dawniej najprawdopodobniej miały kolor świeżej krwi. Odkąd tylko pamiętam opowiadał mi o moim gatunku oraz o tym jak mnie znalazł w lesie. Podobno ocalił mnie przed głodną Mantikorą i wychował jak własnego syna. Nie wiedział jednak jak się tam znalazłem ani gdzie są moi rodzice. Nie wiedział też gdzie mój gatunek przebywał.
Po jego śmierci wyruszyłem w podróż by zlokalizować miejsce pobytu jakiegokolwiek stada złożonego z mojego gatunku. W tamtym czasie byłem pewien że z odrobiną wysiłku i cierpliwości na pewno dam radę tego dokonać. Niestety przeliczyłem się. Po paroletniej wędrówce nie znalazłem nawet najmniejszego śladu prowadzącego mnie do miejsca które mogłem nazwać domem. Podjąłem nawet decyzję by dołączyć do jakiegokolwiek stada. Jednak to również zdawało się być niemożliwe. Wszystkie żywe istoty traktowały mnie tak samo. Te słabsze uciekały w panice zanim zdążyłem wypowiedzieć choćby jedno słowo, a te silniejsze atakowały mnie zanim zdążyłem wykonać najmniejszy ruch. Bez przerwy nazywano mnie "potworem". Nie rozumiałem tego i z czasem miałem tego serdecznie dość. Oceniano mnie po moim nietypowym wyglądzie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego że spory stwór z dwoma parami oczu, wielkimi kłami i szponami budzi strach, ale i tak bardzo mnie to bolało. By oszczędzić sobie cierpień zdecydowałem się pozostać przy byciu samotnikiem.
I tak oto docieramy do chwili obecnej. Do czasu w którym zacząłem unikać wszystkiego co żyje, a jak już coś spotykałem to prezentowałem postawę godną "zimnego drania". Było to niczym maska którą nakładałem by jak najszybciej zbyć niechciane towarzystwo. Było bowiem wielu natrętów którzy tylko kręcili się koło ogona.
Nie widziałem gdzie byłem. Po prostu parłem naprzód w poszukiwaniu jedzenia. Byłem głodny i to bardzo. Od dwóch dni nic nie jadłem. Zaczęło również padać. Moje futro oraz szata całkowicie przemokły przez co stały się ciężkie. Wiał bardzo silny wiatr. Te nieprzyjemności nie przeszkadzały mi jednak. Cały czas posuwałem się do przodu rozmyślając nad tym co miałem ze sobą zrobić.
-Uważaj! - nagły krzyk wyrwał mnie z zamyślenia.
Gdy w pełni wróciłem do rzeczywistości usłyszałem również dźwięk pękającego drewna. Zorientowałem się że drzewo właśnie się przewracało dokładnie w moim kierunku. Odskoczyłem, ale niestety nie udało mi się zrobić pełnego uniku. Jedna z mniejszych gałęzi przygniotła mój ogon. Wydałem z siebie cichy pisk spowodowany nagłym bólem. Próbowałem natychmiast wydostać ogon spod gałęzi jednak nie dałem rady. Utknąłem. Przekląłem los oraz swoją głupotę po czym zacząłem myśleć jak się wydostać. Wtedy do mnie dotarło że coś biegnie w moim kierunku. Było to prawdopodobnie źródło krzyku który uratował mi życie. Stworzenie z długim ogonem było coraz bliżej.
Eros?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz