sobota, 2 grudnia 2017

Ron - "Buszujący w zbożu?"

Ubłocone łapy, zmęczone już wielogodzinnym przedzieraniem się przez błotniste bagna, powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Rudzielec obrał więc za cel wędrówki najbliższy, wyglądający na pusty w środku, pień drzewa.Od wielu miesięcy zwiedzał świat, nigdzie jednak nie zabawił na dłużej. Także i tym razem, kiedy w końcu dotarł do wspomnianego wcześniej pniaka i urządził sobie w nim tymczasowe legowisko, nie przypuszczał, że spędzi w nim więcej niż kilka nocy. Nie zadał sobie nawet trudu, by pozbyć się pajęczyn i przynieść coś miękkiego do spania. Wystarczyło mu po prostu, że mógł położyć się na suchej ziemi. Wielogodzinna wędrówka zadziałała na niego lepiej niż jakikolwiek środek nasenny, rudzielec odpłynął bowiem w objęcia Morfeusza niemal natychmiast po zamknięciu bursztynowych oczu.Obudził go nowy dzień: łagodne promienie światła, odgłosy przyrody budzącej się do życia.Ron poczuł w brzuchu znajome uczucie, które, jak co ranka przypomniało mu o konieczności zjedzenia porannego posiłku. Lis przeciągnął się leniwie, rozprostowując kości po nocnym spoczynku. Ziewnął szeroko; białe kły mignęły w porannym słońcu. Nie miał potrzeby, aby poczynić jakiekolwiek przygotowania do polowania - najzwyczajniej w świecie wyszedł na zewnątrz.Świat zasłonięty był gęstą, poranną mgłą, jednak dało się spod niej dojrzeć pokrytą cieniutką warstwą topniejącego śniegu ziemię. Zima właśnie zawitała w te strony.Ron najeżył futro, licząc, że w ten sposób uda mu się zachować nieco więcej ciepła.Przyłożył nos do ziemi, zastrzygł uszami i rozpoczął poszukiwanie potencjalnego śniadania. Nie minęło dużo czasu, aż zwęszył trop niewątpliwie należący do zająca. Zapach ofiary zdecydowanie podsycił jego głód; z kiszek lisa dobiegało teraz głośne burczenie.Ron podążał za tropem, stopniowo zmniejszając swoją prędkość i starając się stąpać coraz ostrożniej, ciszej - w końcu zbliżał się do ofiary.W końcu udało mu się dostrzec zająca, który pasł się na polanie wśród uschłej trawy. Ale! Zając nie był tam sam.Całkiem niedaleko od niego dostrzegł dziwny kształt; stworzenie, jakiego nie widział nigdy wcześniej. Zwierzę wielkością dorównywało sarnie, jednak zdawało się być znacznie masywniejsze. Białe ciało pokrywały duże, brązowe łaty, jak u niektórych wiejskich kundli. Ron jednak wiedział, że nie jest to pies.Stworzenie zdawało się nie być zainteresowane zającem. Uważnie przyglądało się czemuś znajdującemu się przy ziemi - być może była to jakaś roślina lub owad, który zgapił się z zimowym spoczynkiem.Ron, ignorując głód, podszedł na odległość około piętnastu metrów od stworzenia, płosząc tym samym zająca, nie przejął się jednak ucieczką niedoszłego śniadania. Zżerała go ciekawość, a najeść będzie mógł później.Nie wiedział jednak, jak ma postąpić ze stworzeniem. Czy jest inteligentne? Drapieżne? Terytorialne?Wolał zachować bezpieczną odległość, która pozwoli mu uciec w razie, gdyby okazało się, że zwierz nie ma przyjacielskich zamiarów. Jako, że nie chciał zbłaźnić się sam przed sobą, odzywając się do stworzenia, które być może nie jest na tyle inteligentne, by znać mowę, po prostu kichnął, by zwrócić na siebie jego uwagę.Stwór podniósł łeb i spojrzał Ronowi prosto w oczy...

Eros?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz