Wczorajszej nocy poszłam spać tak szybko, że zapomniałam o kolacji. Z tego powodu mój żołądeczek wyrwał mnie z objęć Morfeusza przed świtem, a ściślej to te jego arcygłośne burczenie. Jeśli jeszcze tym hałasem nie postawiłam całego lasu na nogi, to słońce pewnie zrobi to za mnie. Wychylało się nieśmiało zza horyzontu, a jego białe promienie rozpraszały się w ogromnych soplach lodu na gałęziach drzew. Dobra, zaczynam rozumieć, dlaczego tutejsi tak bardzo uwielbiają zimę. Coś jednak jest w tej całej porze roku.
Zaszyłam się głęboko w las i najwyraźniej obudziłam w sobie duszę eksploratora. Inaczej nie fascynowałby mnie tak każdy patyk, każdy kamień na mojej drodze. Każda jaskinia jaką napotkałam, wprawiała mnie w zaciekawienie. Znaczy się, natknęłam się jak na razie tylko na jedną, ale to tylko dodawało jej tajemniczości.
Wślizgnęłam się do środka, jakimś cudem mieszcząc w wejściu te ogromne skrzydliska. Przywitała mnie ciemność...oraz cichy szept. To dziwne, nie dostrzegałam nikogo w mroku. Myślałam, że byłam sama.
Jednak szepty nie cichły, wręcz przeciwnie. Moje uszy błagały o litość, a serce z chęcią wyskoczyłoby na zewnątrz i powiedziało grzeczne ,,papa" tej upiornej sprawie. Lecz umysł jakby odpalił piąty bieg. W głębi pieczary wyczuwałam coś silnego, coś pomiędzy obecnością a przyciąganiem. Tak mogły zadziałać na mnie jedynie zjawy, a tak się jakoś złożyło, że lubiłam zjawy.
- Brawo... Gratulacje... - Duch szeptał coraz głośniej ,gdy zaszywałam się w ciemność.
- Kim jesteś? - Zaczęłam pytać z fanatyczną fascynacją.
- Dotarłeś tutaj... Samotnie, mój ty strudzony wędrowcze... - Odezwała się znowu, w jej tonie głosu wyczuwałam ulgę.
- Czego chcesz...? - Zaczęłam mieć pewne wątpliwości co do przyjaznych zamiarów tego duszka.
- Pomocy... Pragnę tylko pomocy... Podejdź tutaj i uratuj mnie, proszę!
Odetchnęłam z ulgą. Czyli chodzi tylko o drobną pomoc.
- Pokaż się.- Stanęłam na baczność, nie okazując ani krzty niepewności.
Nagle słaby blask zabłysnął w oddali kamiennego korytarza. Malutki promyczek zaczął się powoli zbliżać, rozświetlając ciemności. W jego cemntrum lewitował malusi duszek niebieskiej barwy. Główną część jego ciała stanowiła głowa w kształcie łezki (ogonek wyglądał jak fryzurka, jak uroczo!), z równie ogromnymi oczkami. Powieki trzepotały ze strachem, maluch wyglądał jakby się miał zaraz rozpłakać.
- Proszę...nie mogę odejść z tej jaskini, chociaż próbowałem tyle lat!- Biadolił jak zawodowa kobieta, ale musiałam go trochę uspokoić. Niech się nam tu nie maże, mamy święta przecież.
- Co się stało malutki?- Zapytałam i pozwoliłam by ten przysiadł mi na czubku nosa.
- Dawno temu, może nie uwierzysz, ale byłem małym gryfem, silnym i odważnym, ale mój ojciec nie widział we mnie swojego syna. Chyba byłem dla niego zbyt mały, nie chciał takich w swoim stadzie, Zagryzł mnie, a zwłoki wrzucił do tej jaskini. Teraz nie mogę się z niej wydostać, nawet teraz.
- Wskazał na swoje duchowe ciałko.
- Biedaczek...
- I to jaki!- Zaszlochał jeszcze głośniej.
- Słuchaj, taki skarbek nie powinien spędzać tej gwiazdki w jakiejś zatęchłej, ciemnej jaskini. Mam pewien pomysł, wiesz?
Mały duszek rozpromienił się w ułamku sekundy.
- Naprawdę?!- Jego głos łamał się jakby dopiero przechodził mutację. W sumie, czemu ja się dziwię, jego ciało jest jeszcze szczenięce.
- Musisz mi tylko zaufać.
- Zrobię wszystko.- Otarł widmowe łzy ze swoich niebieskich policzków.
To niebywałe, jaką pasję obudziłam w tej iskierce życia. Ile musiał się wypłakać, by być tak zdesperowanym, tak roztrzęsionym? Serce krajało mi się za każdym razem, gdy wyobrażałam sobie wszystkie lata spędzone w cieniu tej jaskini, tuż obok własnych szczątków. Przecież to jeszcze dziecko.
Zdjęłam z szyi drobny kryształek na grubym sznurku. Był w kolorze oczu Ratha.
- Obiecaj mi tylko że nie będziesz się bał. Bądź dzielnym gryfem, dobrze?
Maluch potrząsnął główką z pasją. Mogłam zaczynać.
Wzięłam głęboki oddech, odprężyłam się. Całą swoją uwagę skupiłam na niebieskim duszku, aż nie zaczął lśnić na szafirowo. Otworzył szerzej oczka, jednak dalej lewitował w bezruchu. Zuch chłopak.
Zielona energia przesunęła go w kierunku kryształka i kontynuowała, dopóty nie dotknął jego lśniącej powierzchni. Nagle jasny blask zalał całą jaskinię, oboje zmrużyliśmy oczy. To trwało dobre parę chwil, ale gdy z powrotem je otworzyłam, duszek zniknął. Siedział we wnętrzu kamienia szlachetnego, który zmienił barwę na głęboki lazur. Kryształek imitował jego prawdziwe ciało, więc jakąś tam klątwę można było spokojnie oszukać. Wygramoliłam się na światło dzienne, tonąc w śniegu. Lepiej, żeby duszek nie tułał się po świecie, czyha na niego o wiele więcej zła niż w tej samotni. Musiałam znaleźć mu nowy, bezpieczny dom.
***
- Łał...-Wyszeptała Eros, zadzierając głowę w stronę ogromnej choinki, przyozdobionej przepiękną gwiazdą na czubku. Ozdóbka była ze szkła kryształowego, który lśnił własnym światłem, niczym małe słońce. - Sarazal, jak to się dzieje, że ona świeci tak jasno?
- Sama nie mam pojęcia.- Wzruszyłam ramionami.- Najwyraźniej jej twórca miał spore pokłady radości. Od kogoś jego dzieła musiały w końcu brać przykład, nie sądzisz?
Jeszcze przez długi czas wpatrywałam się w kryształową gwiazdę, która oddawała światu ostatnie marzenia i sny duszka. Musiał je pozostawić na tym świecie, jeśli kiedykolwiek ma odejść na drugą stronę. Nie mogłam się na to widowisko wprost napatrzeć - jak długo żyję, nigdy jeszcze nie widziałam tyle pasji u kogokolwiek! Fascynujące.
Widocznie nie miał okazji dorosnąć, ale czy to tak niedobrze? Świat jeszcze nie zdążył zabić wszystkich marzeń w dziecięcym umyśle gryfka. Miał za mało czasu, a przez to nieświadkowanie pokazał język temu okrutnemu światu. Jeden zero dla niego, haha!
<876 słów>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz