sobota, 7 kwietnia 2018

Odchodzą


ROGUE





Powód: Brak aktywności na blog'u

~*~*~

SARAZAL





Powód: Brak aktywności na blog'u


~*~*~

SHIRA


Powód: Brak aktywności na blog'u


Każdą z postaci można adoptować, po usunięciu jej (W razie jakichś drobnych wątpliwości, proszę zerknąć w regulamin). Jeśli, jednak, ich prawowici właściciele zdecydują się powrócić, powitamy ich z radością.
~Abra ;3


poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Wiosenne porządki!

Witam! Jak pewnie większość z Was zauważyła (bądź nie), rozpoczął się okres Wiosennych porządków. Z racji, iż na blog'u mamy mały rozgardiasz z postaciami (a raczej ich opowiadaniami), to postanowiłam wyciągnąć tego konsekwencje. Tak i oto...


Sarazal
Rouge
Shira
Liarra
Bloom


... objęci są zagrożeniem. Kolor czerwony oznacza, że postać ma pięć dni na wysłanie już długo zaległego opowiadania, a żółty, iż postać ma na opowiadanie tydzień.


Proszę wziąć się do roboty i rozliczyć z opek, bowiem nie mam zamiaru już dłużej ignorować Waszych długich ogonów i zaległości.


Załączam pozdrowienia
~Abra ;3



sobota, 31 marca 2018

Od Umbry (CD Ron) - "Ciekawość pierwszym stopniem do piekła"

Odetchnął głęboko, myśląc "Pora na twój raport, Ron". Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiegokolwiek wysokiego, stabilnego drzewa, względnie głazu, lub czegoś tam jeszcze - Byleby był w stanie wypatrzyć stamtąd swojego Posłańca.


Popełnił błąd, nie wyznaczając czasu, ani miejsca spotkania. Teraz odnalezienie Rudzielca będzie jeszcze trudniejsze, wszak pozwolił sobie tego dnia na krótki spacer po okolicach krainy. Mógł być tak naiwny i uciec, ale szczerze w to wątpił - Potrafił dostrzec błysk przerażenia, w jego ślepiach, potrafił zauważyć, iż mięśnie lisa napięły się, gotowe do ucieczki, ale jego prymitywny umysł był tak sparaliżowany strachem, o swoje własne, jeszcze prymitywniejsze życie. "Śmiertelnicy, to takie ameby..." - Skwitował bezgłośnie, przed teleportacją na upatrzony, wysoki okaz jakiegoś drzewa. Gdy to nie poskutkowało, spróbował dociec drogą najzwyklejszej dedukcji, gdzie może znajdować się lis. "Skoro nie mógł być aż tak głupi, by uciec..." - Myślał gorączkowo, materializując się co chwila na innym drzewie. - "... to albo wciąż śledzi tę dziwaczkę, albo wymyślił sobie jakiś punkt, w którym domniemał, iż on sam może się znajdować." - Skrzywił się, gdy noga wyślizgnęła mu się spod gałęzi i tylko cudem wdrapał się na nią z powrotem - "Miejsce, gdzie odpoczywał, gdy po raz pierwszy go zobaczył? Nie, nawet on nie był w stanie określić, gdzie to się konkretnie znajduje, a co dopiero ten lis. Więc może jezioro? W jego okolicach doszło do tej całej umowy, Rudzielec musiał je zapamiętać, nie wyglądał na aż tak pozbawionego rozsądku.".


Obierając sobie jezioro za cel, pomyślał o jego spokojnym nurcie, o szeleszczących ospale krzakach i drzewach, o pojedynczych kamieniach, rozłożonych nierównomiernie na podmokłym gruncie. Teleportacja, gdy nie miało się żadnego konkretnego, ściśle określonego punktu odniesienia, jak wielki głaz, lub obalone drzewo, należała do najtrudniejszych. Nigdy nie wiesz, gdzie konkretnie się znajdziesz, bo niby w jaki sposób? Na szczęście on materializował się gdzieś w ten iście niepewny sposób już tyle razy, że chyba potrafił - Nie kłamiąc - nazwać się amatorem w tej dziedzinie.


Tak też, wracając - Pomyślał o jeziorze. Biel spowiła mu wizję, żelazna pętla przydusiła, na sekundę uniemożliwiając mu zaczerpniecie powietrza - Domyślał się, że między próbą materializacji, a znalezieniem się w konkretnym miejscu, lądował w bliżej nieokreślonej, pozbawionej powietrza, próżni, a pętla, była tylko swoistym efektem ubocznym tego przywileju - ale nie zdołał nawet próbować zaczerpnąć tlenu, a stał przy jeziorze. Może nie w tym miejscu, w którym konkretnie pragnął (O ile można powiedzieć, że pragnął znaleźć się w jakimś konkretnym miejscu), bowiem "zniosło go" trochę na ubocze, przez co zanim dotrze do wody, musi wykonać parę kroków (Co - W jego przypadku - było prawdziwym utrapieniem), ale przynajmniej trafił tam, gdzie wstępnie chciał  Jestem mistrzem złożonych zdań, wiem xd .


Dostrzegł oddaloną sylwetkę lisa, który stał, jakby sparaliżowany, pośrodku wydeptanego kręgu trawy. Zamruczał cicho pod nosem - Jeden punkt dla umiejętności rozumowania i dedukcji dla Umbry. Lis posłyszał ten pomruk, bo widać było, jak jego uszy nagle stanęły na sztorc, ale nie ruszył się. Stał, jak ten kołek. Bardzo go to denerwowało. Dlaczego śmiertelnicy, gdy się boją, nie pragną zrobić ze swym losem absolutnie nic, prócz stania w miejscu, zupełnie jakby myśleli, że drapieżnik jest wymarłym Tyranozaurem i zwraca uwagę tylko i wyłącznie na ruch i ciepło, wydzielane przez ciało? Mogliby skoczyć, krzyknąć, próbować uciec, cokolwiek, żeby udowodnić, że wewnątrz nich tkwi jeszcze jakaś cząsteczka, łaknąca fizycznej egzystencji, ale nie. Woleli stać, lub zgrywać upośledzonych intelektualnie, aby udawać, że zupełnie nie wiedzą o co chodzi, że nie potrzebnie się ich niepokoi, że właściwie powinno się od nich odejść, jak najszybciej, a potem, gdy usłyszą o tragicznej śmierci jakiegoś stworzenia, w szczękach bestii, mówić rzeczowym tonem znawców "Mógł uciekać, ja bym tak zrobił, co za idiota".


Ponownie z jego gardła wydostał się głęboki pomruk, ale nie był to pomruk samozadowolenia, jak wcześniej - Był to pomruk irytacji, mieszanej ze złością. Tym razem, przestraszony dźwiękiem Ron, zareagował natychmiastowo - Odwrócił się i wydukał coś podobnego do "U-umbra! Jesteś!".


- Oczywiście, że jestem. Czego się spodziewałeś? - Odparł groźnie. Postawa lisa zadziałała mu na nerwy i zepsuła humor, budowany przez cały dzień.


- No, ja... - Lis zaczął bełkotać coś zupełnie niezrozumiałego pod nosem, delikatnie odchylając się do tyłu, co, oczywiście, nie umknęło jego uwadze.


- Śledziłeś dla mnie Eros? - Warknął, zniecierpliwiony.


- T-tak! - Odparł z dumą lis.


- Więc czego się boisz?


Ronald ponownie zastygł i odwrócił wzrok, lekko zadumany. Och, czyżby sam nie wiedział, co jest powodem jego strachu? Na pewno wiedział, nie był skończonym głupcem, musiał wiedzieć, jak ukierunkować swe emocje, aby robiły to, na co miał ochotę. A może był to kolejny przywilej, który przypadł tylko jemu, jako strażnikowi zegarka? Cóż by to było za wyróżnienie. Od zawsze przepadał za swoim opanowaniem - Nigdy go nie zawiodło. Pozwalało mu nie tracić głowy, myśleć logicznie, być ponad śmiertelniczy strach... Nigdy nie stracił głowy dla kogoś, lub czegoś innego, niż zegarka - Jego małej obsesji. To bardzo pomagało mu być nim. Umbrą, który nigdy nie traci głowy.


- Wybacz... Chyba nie powinienem... - Podsunął Ron, prostując się lekko. - Wszak realizowałem twoje polecenia, Umbro. Robiłem to...


- Wróćmy do tematu - Uciął mu. - Gdzie aktualnie jest Eros?


- W jaskini - Odparł nieco urażony Rudzielec. - To dość daleko na zachód.


Kiwnął krótko głową, notując, że dla własnego bezpieczeństwa odnajdzie sobie siedzibę, oddaloną jak najbardziej na wschód.


- Co robi? Gdzie się zapuszcza? Dokąd? - Pozwolił sobie zadać z góry serię najbardziej dręczących go pytań.


- Właściwie nic ciekawego... - Odrzekł z wyraźną niechęcią lis. -... zapisuje coś w swoim kajecie, o roślinach, które spotka, albo wymienia uprzejme uwagi ze zwierzętami. Rzadko poluje, zabija od razu, nie sprawia bólu. - Skrzywił się lekko, gdy dostrzegł podobieństwo w swojej taktyce łowieckiej i tej dziwaczki. - Dużo pije, robi sobie wycieczki, ogląda słońce... Myślę - Zagaił nieśmiało lis, ośmielony faktem, że dotąd mu nie przerwał. - że raczej nie ma sensu jej śledzić... C-chyba nie jest jakimś szczególnym za-zagro... -Tu urwał, widząc jego minę.


- Nie jest szczególnym zagrożeniem... - Powtórzył, udając zadumanego, starając się jak najlepiej ukryć i nie dopuścić do ujrzenia światła dziennego ataku zimnej furii, która kipiała wewnątrz niego. - A czy może próbowałeś ruszyć kiedyś ten swój tępy, lisi mózg? No dalej! Powinien do tego służyć! Postaraj się, Ronald! - Wycedził, coraz bardziej zbliżając się do Rudzielca.


Ron pokręcił szybko głową, jednocześnie urażony i przerażony własną głupotą. Zaczął się cofać, jęcząc pod nosem ("N-nie! J-ja już p-pójdę z-za nią! J-ja nie b-będę więcej! PRZEPRASZAM!"). Bezczelne, ziemskie ignoranctwo! Nie mają pojęcia, z czym mają do czynienia, ale bezustannie mielą ozorem, przekonani o własnej racji! Och, jak krótko zajęło mu przejrzenie na wylot tej prymitywnej nacji, a oni sami nie są w stanie wytknąć samym sobie własnych błędów i w końcu zamknąć pysk na kłódkę! To chyba nie takie trudne - Nie wiesz, o co chodzi? Nie pytaj! Siedź cicho i nasłuchuj! Sam się domyśl, bo nikt nigdy nie powie ci, co masz robić! Sam masz do tego dojść!


Zawarczał cicho, napierając wciąż na lisa, który przestał się cofać, bowiem zmusiłoby go to do wkroczenia do wody. 


- Nie umiesz? To słuchaj: Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, jak potężny jest przedmiot, który dzierżę w pysku. Jest on wam obcy, nieznany, niebezpieczny i podejrzany. Wiesz, co się dzieje z podejrzanymi? Skazuje się ich, próbuje się dowieść ich zbrodnię w obawie, przed nieodkrytym. Wyobraź sobie, więc, że wszyscy nagle dowiadują się, że Pan Umbra zstąpił z nieba, mając w swym posiadaniu coś, co może przesądzić o losie Świata. Stworzenia są ciekawe, ciekawość rodzi zazdrość, zazdrość rodzi złość, złość rodzi spory, spory rodzą śmierć, śmierć rodzi pustkę, pustka się zapętla, nie ułaskawiając nikogo. Przedmiot, który ma was ratować, staje się waszym zabójcą. Co czujesz? Nic nie czujesz, bo jesteś martwy, ale gdybyś mógł, to czuł byś się o-szu-ka-ny! Ale nagle, jeszcze przed tym wszystkim, zakładając, że jakiś idiota nie rozpowie, o istnieniu niejakiego Umbry, Umbra siedzi w ukryciu, odpoczywa, po próbie uratowania waszej nędznej nacji. Spotyka go narwana przewodniczka stada, bezustannie szczebiocząca. Umbra dla spokoju mówi jej, kim jest i co ma w swym posiadaniu, oczywiście bez szczegółów, a ona jest ciekawa. Pamiętasz, co początkuje ciekawość? Jest pierwszym stopniem do piekła! Nieuważna naiwniaczka wypapla coś zaufanej sąsiadce, ona drugiej, druga trzeciej, trzecia czwartej, czwarta piątej, szósta siódmej, siódma ósmej, ósma dziewiątej, dziewiąta dziesiątej i tak dalej! To prowadzi do wcześniej wspomnianej zagłady, a ja nie mogę nic z tym zrobić, bo i tak nie jestem za to odpowiedzialny. Ale ty i tak, gdy jesteś martwy, ale jakimś cudem możesz coś czuć, czujesz się oszukany. Przez kogo? Przeze mnie. - Spojrzał ze wściekłością na lisa. - A TERAZ IDŹ ŚLEDZIĆ DLA MNIE EROS! ZA TYDZIEŃ WIDZĘ CIĘ TU O WSCHODZIE SŁOŃCA!


Ronald odbiegł, po raz kolejny robiąc to cudem, bowiem musiał być już zmęczony. Ale teraz nie było mu go żal, jak wcześniej. Teraz chciał rozszarpać cały Świat na strzępy.






<1479 słów + Odpis tego samego dnia= 30 Divitae>
Ron? :>

Powitajmy Thrill'a!

Oto Nasza nowa postać!
Thrill




Znajdziecie ją w odnośniku "Samce".

~Mam nadzieję, że miło spędzisz z Nami czas!

Od Rona (CD Umbra) - 007 zgłoś się?

Lisie łapy uderzały w ziemię z coraz to mniejszą częstotliwością, by w końcu, gdy tylko rudzielec znalazł się – jak mu się wydawało – poza zasięgiem wzroku Umbry, zacząć wybijać na zmarzniętym gruncie rytm typowy dla marszu. 

- Śledź dla mnie Eros, Ron – przedrzeźniał bestię na głos. – I raportuj mi o jej położeniu. 

Och, Ron, w coś Ty się wpakował – karcił się w myślach. Bolały go łapy, płuca, wszystko… ale nie to było teraz jego największym zmartwieniem. Musiał odnaleźć przewodniczkę swojego stada i niejako zdradzić ją, naruszając jej prywatność. Nie miał najmniejszej ochoty tego robić. Miał dziesięć tysięcy innych, ciekawszych pomysłów na spędzenie popołudnia. Pomijając też aspekt moralny, nie interesowało go życie prywatne samicy. 

Stanął jak wryty, niemalże tracąc przy tym równowagę i przełknął głośno ślinę. Uświadomił sobie bowiem, że Umbry również nie powinno ono interesować. Wykluczywszy opcję, że stwór żywi do niej jakieś głębsze uczucie, z którego rodzi się nadmierna wręcz ciekawość (przecież ta bestia jest niezdolna do uczuć!) doszedł do wniosku, że Umbra musi mieć jakieś niecne plany wobec przywódczyni. 

Nie mógł tego tak zostawić. Co robić, co robić? Zatoczył kilka niewielkich okręgów, machając przy tym nerwowo ogonem, co musiało wyglądać komicznie. 

Musiał powiedzieć o wszystkim Eros, skonkludował w końcu. 

- Od tej chwili każde twoje, nawet najdrobniejsze wykroczenie, równać będzie się śmierci – ponownie przełknął ślinę, przypominając sobie te słowa. No cóż. Czyli chyba jednak nici ze zdrady wobec bestii. Zdążył już polubić Eros, ale na własnym życiu zależało mu dużo bardziej. 

Najwyżej wybada teren, sprawdzi, co też potwór kombinuje i wtedy dopiero podejmie decyzję o tym, co robić dalej. 

Potrząsnął głową, zadowolony z własnego rozumowania i zaczął kontynuować wędrówkę w stronę, gdzie spodziewał się zobaczyć Eros, czyli w kierunku jej miejsca zamieszkania. 

Dotarł na miejsce, gdy na niebie widoczne były już pierwsze gwiazdy. Zbliżył się do nory na tyle, by jego czułe uszy wychwyciły spokojny oddech samicy. Spała. 

Zastanowił się przez chwilę, co zrobić. Żałował teraz, że nie zapisał się na internetowy przyspieszony kurs szpiegostwa dla opornych, kiedy miał okazję. No trudno. Musiał sobie poradzić bez tej cennej wiedzy. 

Stwierdził, że nie ma sensu wchodzić do środka – i bez tego był w stanie stwierdzić, czym obecnie zajmuje się Eros. Tylko niepotrzebnie zostawiłby tam swój zapach, co na pewno zrodziłoby w głowie przywódczyni jakieś przypuszczenia. 

Nie, żeby jakoś szczególnie przejmował się, co inni o nim myślą, ale nie chciał wyjść na zboczeńca podglądającego śpiące panienki. Ani na potencjalnego zamachowca. Sam już nie wiedział, co byłoby gorsze. 

W tej sytuacji uznał, iż najlepszym wyjściem będzie jeśli po prostu, podobnie jak jego cel, uda się na nocny spoczynek. Bardzo go potrzebował po tym całym bieganiu i emocjach, jakich doświadczył tego dnia. 

Oddalił się kawałeczek od nory Eros, znajdując sobie legowisko w kępce trawy. Stąd widział wyjście jaskini, sam jednak nie mógł zostać dostrzeżony. Idealnie. Bez zbędnych ceregieli, zwinął się w kłębek i zasnął. 

Obudził się wyjątkowo wcześnie. Po ni mniej ni więcej dwóch godzinach przewracania się z boku na bok i gapienia na ciemną plamę jaskini, w końcu ujrzał to, co marzył zobaczyć od dawna – sylwetkę Eros. Nie, żeby jej widok tak go ucieszył. Raczej fakt, że będzie mógł w końcu kontynuować swoją misję (a więc pewnie nie zostanie tak szybko zamordowany przez Umbrę) i że zakończy tę nudę. 

Szybko jednak okazało się, że nie ma co liczyć na zakończenie nudy. Eros okazała się wybitnie nieciekawą osobistością. Cały dzień podążał za samicą, z ukrycia przyglądając się jej poczynaniom. 

Wodopój. Krótki spacer po łące. Przystanek, by opisać wybitnie ciekawego kwiatka i kontynuacja spaceru. Polowanie na sarnę było chyba najbardziej ekscytującą częścią jej dnia, choć też nie było jakieś spektakularne. Po posiłku krótki odpoczynek, kolejna wycieczka nad wodopój. A potem już tylko powrót w okolice nory i gapienie się przez niemalże godzinę na zachodzące słońce. Na koniec do nory i spać. Rany. 

Nie dostał od Umbry żadnych instrukcji odnośnie tego, gdzie i kiedy ma się z nim spotkać, toteż uznał, że po prostu wróci do miejsca, gdzie ostatni raz widział potwora. A jako porę spotkania wybrał noc, z racji tego, iż wtedy Eros i tak spała. 

Poczuł, jak żołądek zawiązuje mu się w węzeł, choć przecież nie powinien się tak czuć. Wywiązał się ze swojego zadania, a fakt, iż Eros okazała się być wybitnie nudną jednostką, nie był jego winą. 

Wziął głęboki wdech i przysiadł na brzegu jeziora. Nie minęło dużo czasu (choć sam odniósł wrażenie, że upłynęła cała wieczność), nim poczuł czyjąś obecność za plecami. Przełknął głośno ślinę i odchrząknął, gotów, by zdać raport. 



Umbra? Pobiłam już rekord w przekładaniu terminu? Przepraszam :/ 

<750 słów = +10 Divitae, dodam sobie>

piątek, 23 marca 2018

Od Eros (CD Bloom) - "Coś tęczowego i puchatego"

Usiadła, rozglądając się. Po raz pierwszy w życiu zgubiła się w jakimś miejscu, ze świadomością, że nie ma absolutnie żadnego punktu odniesienia, który pomógłby jej wrócić na ścieżkę, czy chociaż rzekę, wzdłuż której mogłaby podążać. Każdy jej zmysł był w tej chwili bezużyteczny - Dźwięki lasu nie zdołają zaprowadzić jej do domu, więc tym bardziej go nie zobaczy, ani nie wyczuje, nie wspominając już o dotyku. On także był nieprzydatny w tej sytuacji. Pozostało jej tylko iść przed siebie, licząc na to, że spotka się z kimś ze stada, kto mało-wiele orientuje się w otaczającym ją terenie.


Wdrapała się (zapewne niezbyt zgrabnie, ale cóż poradzić, gdy wrodzona, zakodowana genetycznie ociężałość, tak bardzo nie pasowała do tego, jak się zachowywała - W takiej sytuacji byłaby przecież jakimś ptakiem, bądź zwinnym, naziemnym stworzeniem) na sporawy głaz, licząc, iż w jakimkolwiek, choćby najmniejszym stopniu, pomoże on jej, w odnalezieniu znajomych terenów. Niestety - Nie pomógł. Wciąż widziała przed sobą tylko wszechobecny, świerkowy las i pełne białych kłębów - chmur - niebo. Westchnęła, ubolewając nad beznadziejnością sytuacji, w jakiej się znalazła.


Zlazła z głazu i ruszyła przed siebie - Nie miała zamiaru się poddawać, choćby miałaby wędrować przez tydzień, a nawet miesiąc. Każdy krok stawiała z coraz większym przekonaniem, że postępuje słusznie, więc i również wyżej unosiła łeb, stawiając uszy, wypatrując znajomych obiektów, czy też pragnąc posłyszeć utarty w swej pamięci głos.


Dostrzegła w oddali coś, o kolorze tęczy, tyle, że z pewnością nie było tęczą. Było to coś puchatego, od dawna nie układanego, w co wplątane były pojedyncze gałązki i jakiś czarny robaczek.


- Halo...? - Rzuciła, wpatrując się w tą swoistą anomalię.


Ogon wysunął się zza krzewów, a im bardziej był widoczny, tym większą część sylwetki jakiegoś stworzenia mogła dostrzec. W końcu ciekawski pysk łypał na nią podejrzliwie, a w jego oczach, błyszczały turkusowe refleksy... A może te oczy były turkusowe?


- Och... - Wyrwało się istocie, gdy zeskanowała wzrokiem jej sylwetkę.


- Nie musisz się obawiać - Mruknęła łagodnie. - Nie zrobię ci krzywdy.


- To... Dobrze... - Wymamrotało stworzenie. - Szukam schronienia. Znasz jakieś?


Jej ciało spięło się delikatnie, bowiem zawsze tak robiło, gdy istniała szansa na nowego członka w szeregach grupy.


- Tak, bo widzisz, jestem przewodniczką stada...


- Stada? - Uciął jej.


- No... Tak... Stada. Przyjmujemy w swe szeregi zarówno stworzenia "normalne", jak i te "dziwniejsze", choć osobiście uważam, że nikogo nie powinno dzielić się w ten sposób.


Istota zadumała się.


- Czyli przyjmujecie KAŻDEGO? N-nawet... No może... Mnie?


Poczuła przyjemne ciepło w sercu. Kolejny członek. To cudowne!


- Oczywiście! - Nagle zmieszała się. - Ale wiesz... Teraz tak trochę się... Zgubiłam. I nie wiem za bardzo, jak znaleźć drogę. Może byś pomógł na miarę swoich możliwości? Albo najlepiej zacznijmy od tego, jak się nazywasz.


- Bloom... Jestem Bloom - Przedstawił się niepewnie. - A ty?


- Eros, czyli założycielka stada In The Footsteps Of Strange Paws - Odparła.


- In The Footsteps Of Strange Paws? - Dopytał. - Dłuższej nazwy nie dało się wymyślić? - Zażartował.


- Och - Parsknęła. - Widzisz, miałam wtedy taki kaprys. Więc pomożesz mi się tu odnaleźć?


Bloom wyprostował się dumnie.


- Jasne.






<522 słowa + Ten sam dzień, w którym opublikowano opowiadanie = 20 Divitae>
Bloom? c:

Od Bloom'a - "Spanie pod korzeniami coraz mniej wygodne"

Ciemne, nocne niebo rozciągało się nieskończenie nad mrocznym, świerkowym lasem, a maleńkie, migoczące na nieboskłonie gwiazdki wyglądały jak świecąca mąka rozsypana na granatowym aksamicie. Natomiast niżej, w puszczy, wcale nie panowała cisza, jak można było przypuszczać po porze dnia. W runie buszowały gryzonie, ciągle czuje, aby przypadkiem nie wpaść w łapska lisa lub wilka, natomiast w koronach drzew co chwila dało się słyszeć pohukiwanie sów.


Nagle powietrze przeszył pisk myszy. Zaalarmowane zwierzęta natychmiast ucichły, a te bardziej tchórzliwe czmychnęły czym prędzej do swoich schronień.


Całkiem duże, błękitne stworzenie o tęczowej grzywie i ogonie połknęło mysz ledwie ją gryząc. Intensywnie turkusowe, drapieżne oczy rozbłysnęły w ciemnościach, a sam zwierz począł rozglądać się po ciemnym lesie. Nie widział zbyt dobrze w ciemnościach, toteż złapanie tej malutkiej myszy w nocy było dla niego nie lada osiągnięciem.


- No dalej, Bloom... - wyszeptał sam do siebie zwierzak. Po chwili jednak zrezygnował i ruszył ślepo przed siebie w nadziei, że nie przywali w drzewo za dużo razy.


* * *


Słońce wisiało już wysoko na niebie, kiedy Bloom się obudził, a raczej kiedy został obudzony przez głód. Był zbyt dużym drapieżnikiem, żeby najeść się jedną myszką, toteż po wczorajszym nocnym posiłku nie pozostało nawet wspomnienie. Błękitny bae podniósł się ze stękiem, a obolałe po długiej podróży cienkie nogi zadrżały pod ciężarem zwierzęcia. Bloom przez chwilę stał w bezruchu zdezorientowany, próbując przypomnieć sobie kim jest, jaka jest pora dnia, gdzie jest i jak się tutaj znalazł. Ach, no tak. Szuka miejsca, gdzie mógłby zamieszkać. Bae powęszył w powietrzu - od kilku dni wyczuwał tutaj obecność dużej grupy zwierząt, ale nie mógł jej znaleźć.






<268 słów = 0 Divitae>
Ktośśśśś?