- Ciekawe, czy równie wielki chłód nosicie w sercach – może
próba dopieczenia kilka razy większemu od siebie stworzeniu nie była
najmądrzejszym posunięciem, jednak Ron wprost nie mógł nie wykorzystać tej
okazji.
Spodziewał się, że na pysku wilczycy pojawi się wyraz
irytacji, tymczasem znalazł tam niepokój. Liarra wskazała nosem na krzaki, w
których najwidoczniej coś się czaiło. Ron skarcił się w duchu; jak mógł tego
nie usłyszeć?
Zaczął rozważać ucieczkę. Instynkt podpowiadał mu, że jego
smukłe, zwinne ciało jest zdolne do szybszego biegu niż ciało wilczycy o
ciężkiej, umięśnionej sylwetce. Uznał z resztą, że Liarra poradzi sobie z
ewentualnym napastnikiem. Wyglądała na twardą.
Lis zdążył jedynie podnieść jedną ze swoich łap z wilgotnej
ziemi, a z pokrytych suchymi liśćmi krzaków wytoczyła się sylwetka…
- Co to właściwie jest?! – Wykrzyknął Ron, który zdecydował
się jedynie odskoczyć do tyłu, a z ucieczki zrobić plan B. Nie umknęło jego
uwadze, że Liarra również ze zdziwieniem odsunęła się od stworzenia.
Taak… Stworzenia o krępym, owłosionym ciele okrytym ciemnym
płaszczem, spod którego wystawał całkiem długi ogon. Stwór kręcił się w
miejscu, próbując za pomocą łap strzepać coś ze swojej twarzy. Dopiero, kiedy
udało mu się pozbyć przyczepionej wcześniej do czoła pijawki, która zostawiła
po sobie krwawy ślad, odwrócił się w stronę naszych bohaterów.
Ron i Liarra wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Obydwoje
mieli napięte ciała, gotowe, by w każdej chwili rzucić się do ucieczki.
- Jestem Rogue. I wydaje mi się, że zasługuję na lepsze
określenie niż „coś” – odezwał się nieznajomy, ku wielkiemu zdziwieniu Rona,
który wcześniej miał go za niemowę (ileż razy popełni ten sam błąd podczas
pobytu w tej krainie?).
Rogue stał sobie jak gdyby nigdy nic, przenosząc spojrzenie
z pyska lisa na wilczy i z powrotem. Zdawał się w ogóle nie przejmować rubinową
strużką krwi ściekającą mu po czole. Na jego twarzy malował się spokój, jednak
ciężko było określić, czy nie była to tylko maska, za którą kryły się
gwałtowniejsze emocje. Widać było, że czekał teraz na ruch z naszej strony.
- Nie chcesz z tym iść do medyka? – Przełamała się w końcu
Liarra, wskazując łapą na miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu przytwierdzona
była pijawka. Ron odniósł wrażenie, że wilczyca składa propozycję tylko po to,
by przerwać niezręczną ciszę.
Fakt, że nie znali osobnika przemawiał raczej za teorią, że
nie należy on do grupy, choć nieznajomość ta mogła też wynikać z faktu, że
dopiero tu dołączyli. Lis postanowił jednak podjąć temat: dać obcemu do
zrozumienia, że nie są sami i że okazując im agresję, Rogue mógłby ściągnąć na
siebie gniew całego stada.
- Mamy spore stado, na pewno znalazłby się ktoś, kto byłby w
stanie pomóc – Ron uśmiechnął się krzywo. Sama propozycja wyprawy do medyka z
powodu niegroźnej pijawki wydawała mu się nieco komiczna, ale nie ośmielił się
wypowiedzieć tego na głos. Liczył na to, że nieznajomy uzna propozycję za
równie śmieszną i po prostu od nich odejdzie.
- To jak, idziesz? – Zapytała z uśmiechem Liarra.
Rogue?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz