sobota, 24 lutego 2018

Od Liarry (CD Shira) - "Następne znajomości?"


Wbiła potężne łapy w ziemię tak, że kolorowa kulka pierza odbiła się od niej i wylądowała dwa, może trzy metry dalej. Syknęła cicho, oberwała w pysk... ze skrzydła? Popatrzyła na samicę niepewnie, nie wiedząc, czego może się po niej spodziewać. Widząc jej z lekka wystraszoną minę usiadła na zimnej ściółce i patrzyła na nią wymownie.


  -Yhh... Skąd jesteś? Bo na pewno nie stąd.


Powiedziała po długiej chwili by przerwać niezręczną dla niej ciszę, jednak zanim stworzenie zaczęło cokolwiek o sobie opowiadać wstała, prychając ciężko, i otrząsła pyskiem, aby sierść na klatce piersiowej na nowo przyjęła swoją wdzięczną, majestatyczną postać. Mlasnęła dwa razy, patrząc w dal, gdzie prawdopodobnie zniknął jej obiad, który wolferoon starał się upolować od dłuższego czasu. Nieporadność związana z jej zbyt masywną posturą dawała się coraz bardziej we znaki, ku jej ogromnemu nieszczęściu. No nic, samica przywykła do spotykania nowych osób w najmniej oczekiwanych momentach.


- Jeżeli już na mnie wpadłaś... I dysponujesz... Skrzydłami...? - Powiedziała, mrużąc oczy i wychylając pysk, by dokładnie przyjrzeć się anatomii zwierzęcia - To może pomóż mi znaleźć coś do jedzenia, wiesz, podzielimy się.


Zerknęła na kolorowe stworzenie, uśmiechając się. Nie widziała jeszcze takiego - u niej, w górach, przeważnie dominowało jasne umaszczenie, pozwalające wtopić się w otoczenie, co w pewnym sensie gwarantowało bezpieczeństwo.


- To jak? - Upomniała się po chwili, czekając na odpowiedź samicy.






Shira?  <Innego zwierza nie widzę>

piątek, 23 lutego 2018

Od Shiry - "Jak tu dotarłam"

Szłam właśnie przez las, próbując znaleźć coś, na co mogłabym zapolować. W brzuchu mi burczało, już od rana domagał się czegoś do skonsumowania, ale najzwyczajniej w świecie nie mogłam nic znaleźć. Teraz wycieńczona i głodna padłam na ziemię w jakimś całkowicie nieznanym miejscu. Leżałam tak kilkanaście minut, które wydawały się zmieniać w godziny, aż w końcu zasnęłam.
Śniło mi się, że upolowałam ptaka. Ale on wtedy.. Zmienił się w cukierkowego wampira i zaczął mnie gonić. Wpadłam do dziury wypełnionej smażonymi nietoperzami. Byłam w raju! Dopóki nie pojawił się on. Stoczyliśmy epicką bitwę, po której on wpadł do morza tłuszczu i innych niezdrowych substancji. Potem zeżarł go tuńczyk w panierce i tyle drania widziałam. Ten sen zdecydowanie był jednym z moich najdziwniejszych.
Gdy się obudziłam, poczułam okropną pustkę w żołądku. Wstałam i przeciągnęłam się, spostrzegając ruch w krzakach na przeciwko mnie. Zaczęłam się skradać i, będąc już dostatecznie blisko, skoczyłam. Spodziewałam się ptaka, sarny, łani... WSZYSTKIEGO, oprócz wampira! Szybko zdałam sobie z tego sprawę i podkuliłam ogon.
- To p-przez przypadek, panie w-wampirze! P-przysięgam-m! - pisnęłam, szybko zdając sobie sprawę, że ma chrapkę na moją krew. Odwróciłam się i pobiegłam w siną dal, kilka chwil potem przypominając sobie, że mam skrzydła. Próbując wystartować zagapiłam się i potknęłam o kamień, koziołkując kilka metrów w przód i wpadając na kogoś.





< Ktosiu?>

środa, 21 lutego 2018

Od Umbry (CD Liarra) - "Poszukując miejsca, gdzie można odpocząć"

Nie był w stanie czołgnąć się z ziemi, ani się teleportować, chociaż od "źródełka" dzielił go niespełna metr. Podpełznął, więc, tam, będąc ucieszony faktem, iż samica patrzy w inną stronę - Przynajmniej nie dostrzeże jego słabości i skrajnego wycieńczenia. W końcu znalazł się przy dziurze, zarzucił łbem, by łatwiej sięgnąć płynu i (tym razem ostrożnie, łykając wodę raz na pół minuty) opróżnił zawartość przygotowanej przez Woolferoon'a "misy".


Oparł głowę na pobliskim kamieniu i westchnął; Wciąż czuł się okropnie.


Samica wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, było to coś pomiędzy jękiem, a sapnięciem. Nagle zdecydowała, że nie chce dłużej siedzieć na tej dość wątpliwie stabilnej skarpie, podniosła się z ziemi i wlazła ospałym krokiem do jaskini, zerkając wszędzie, tylko nie na niego.


Pokręcił głową - Nienawidził być ignorowany, tylko i wyłącznie w wyniku czyjejś nieporadności, dotyczącej nieumiejętnego rozpoczęcia rozmowy.  Nie potrafisz zagaić - Nie mów nic. Kierował się tą zasadą przez całe życie, i tylko spójrzcie, jaki z niego okaz zdrowia! Wyczuwacie tu sarkazm? To dobrze, bo przecież jeszcze chwilę temu był święcie przekonany, że zdechnie w tej jaskini, a teraz nie był w stanie wykonać żadnego bardziej sensownego ruchu, niźli pokręcenie swoim łbem, który (jak zapewne wiecie) był gołą czaszką, osadzoną na wychudłym ciele.


- Jestem Liarra - Wypaliła, w końcu, patrząc na niego, jakby nie do końca wierzyła, że udało jej się cokolwiek z siebie wykrztusić, lecz w jej oczach wciąż czaiła się ta arogancka nuta zarozumialstwa.


Nie czuł potrzeby, by odpowiadać, więc skinął krótko łbem i zajął się kontemplacją wnętrza jaskini; Jej kamienne ściany gdzieniegdzie pokrywał lód, bądź coś na kształt mchu... Skąd on się tu wziął? Nie wiedział, ale możliwe, że ta niespotykana w górach wilgoć, spowodowana była gwałtownym, Ziemskim ociepleniem.


Zadrżał lekko, gdy lodowaty podmuch bezczelnie wdarł się do wnętrza kamiennej izby. "Liarra" to zauważyła i ze zdziwieniem zlustrowała go spojrzeniem.


- Zimno ci?


Doprawdy, śmiertelnicy zadają najgłupsze pytania, jakie kiedykolwiek obić się mogły mu o uszy. Są w górach, gdzie wieje lodowaty wiatr i pada jeszcze "lodowatszy" śnieg, siedzą w niczym nie ocieplanej, skutej po części lodem jaskini... Nie, ABSOLUTNIE NIE JEST MU ZIMNO.


Po raz kolejny uznał, że uwłaczałoby to jego godności, jeśli raczyłby jej odpowiedzieć.


Miarą tego, że samica wciąż trochę się go bała, był fakt, iż nie próbowała jeszcze wymóc na nim odpowiedzi.


Złożył łeb na łapie i pozwolił ciemności objąć troskliwie swą znękaną trudem istnienia sylwetkę.


~*~*~


Obudził się nagle, podobnie, jak przy zasypianiu. Po prostu poczuł, że jest dość wypoczęty, aby wstać i wynurzył się bezwładnie, spod ciepłej kołdry snu. Chwilę leżał jeszcze w tej niewygodnej pozycji - Podczas odpoczynku powyginał sobie dziwacznie kończyny - ale, w końcu uznał, że zaraz zaszkodzi ona jego i tak już "uszkodzonemu" ciału i powstał, jednocześnie odkrywając, iż ma dość siły, by chodzić.


Rozejrzał się po jaskini, szybko dostrzegając drzemiącą w koncie "Liarrę". Upewniwszy się, że samica twardo śpi (odchrząknął cicho), opuścił bez słowa kamienną izbę.


Chłodny wiatr zaczął igrać, wśród jego futra, targając je na wszystkie możliwe strony świata. Ze świstem wciągnął powietrze do płuc i udał się w dal, w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby odpocząć. Nie męczony temperaturą, wiatrem, śniegiem, głodem i wycieńczeniem.








Liar? c:

wtorek, 20 lutego 2018

Od Liarry (CD Umbra) - "Kropla krwi tego, czego nie ma"

Podniosła się obolała z jeziorka, sycząc ciężko. Gdyby nie fakt, że zwierzę się przeteleportowało, walczyła by z nim, chociażby miała przepłacać to życiem. W sumie nie masa się liczy, a spryt. Patrzyła rozwścieczona na jakąś rudą kitę, przyglądającą jej się zza krzewu malin. Szarpały nią najgorsze emocje, kumulowała się w niej żądza krwi, wywołała zwykłą drwiną z jej osoby. Wybijając się z silnie umięśnionych łap skończyła na lisa, a zatapiając zęby w jego karku napajała się odgłosem pękających kosteczek. Zostawiła padlinę, usprawiedliwiając się tym, że "w naturze nic nie ginie" i oddychała głęboko, patrząc na rudzielca z wyższością. Podniosła się, warcząc, i pokazała białe zęby, na wypadek, gdyby ktokolwiek się jej jeszcze przyglądał. Po pewnym czasie uspokoiła się chociaż trochę, słuchając gór. Nikt nie był z nimi tak zżyty, jak wilczyca, która znała każdą szczelinę tego -według jej wybrednego gustu- nieskalanego pięknem wybryku natury. Zastrzygła uszami, słysząc donośny pisk. Feniksy górskie. Czyli... Czyli pojawił się intruz? Uśmiechnęła się wrednie, a jej przyodziane blizną oko przeszyła łuna zemsty. Liar została upokorzona przez dziwne stworzenie w walce tutaj, w lesie, ale w górach, JEJ górach, nikt nie ma prawa się z nią równać. A przynajmniej takie było zdanie wilczycy. Popatrzyła spode łba na wzniesienie okute lodem, a z jej pyska wydał się przeraźliwy, donośny skowyt, o znacznie głębszym znaczeniu niźli jakiekolwiek szczeniackie wycie psa. Rzuciła się przed siebie, kierowana feniksem, co chwilę zerkając na ptaszysko, które prowadziło ją do intruza na jej terenach. Wolferoon był niemalże pewny, że to właśnie owo stworzenie, drwiące z jej osoby utknęło w zapewne jakiejś norze, czy jaskini.


Po paru godzinach była u podnóża góry. Prawie straciła przytomność oddychając ciężkim, wilgotnym powietrzem, w którym mieszało się milion zapachów, typowych dla lasu. Nabierając łapczywie powietrza uśmiechnęła się sarkastycznie.


-Gotuj się na śmierć, zmoro... - Wysyczała pod nosem, czując, jak coraz lepiej jej się oddycha.


Powietrze im wyżej, tym uboższe było w tlen, co dla nieprzystosowanych stworzeń, było śmiertelne.


Postawiła uszy. Mało nie zaczęła się śmiać, słysząc oddech zapewne dużego zwierza. Wybiła się najmocniej, jak potrafiła z tylnych łap, zahaczając o półkę skalną. Pod ciężarem jednej łapy lód zaczął się kruszyć, jednak ta szybko podciągnęła się na drugiej kończynie i stanęła w pełnej krasie przed wejściem do groty.


Z nozdrzy wydobywała się gęsta para, charakterystyczna dla nagłej zmiany temperatury. Liarra czuła się wybornie. Ubogie w tlen powietrze, rozrzedzone, suche... Cudowne walory jej kochanego domu.


Popatrzyła na leżące zwierzę. Idealnie jak na duszę żyjącą z kłamstwa tuszowała fascynację towarzyszem, ale i również strach, który obleciał ją, widząc jego posturę. Podeszła do niego, zachowując czujność. Przyglądnęła się zegarkowi, on, tak samo jak jego właściciel był niesamowicie intrygujący. Widząc jak bestii chce się pić przysiadła przy nim.


-Piękna aura, nieprawdaż?


Jej słowa opływały sarkazmem. Zgarnęła nieco śniegu pod masywną łapę, ówczesnej ukrywając twardym jak skała lodem niewielki dołek w ziemi, niedaleko tajemniczej zmory tak że, ta mogła spokojnie patrzeć, co wolferoon robi. Po chwili spod jej opuszków zaczęła wypływać woda, napełniając dołek. Wypiła jego zawartość na jego oczach, pozwalając, by rześka woda kapała jej z pyska. Widząc jego minę, co było ciężkie, przy zwykłej czaszce odeszła od niego na parę metrów, woląc nie ryzykować. Położyła się u leżała tak, ale dostrzegając, że ten jest gotów zaatakować i ją rozszarpać, podniosła się, i jak gdyby nigdy nic, wyszła.


- Masz.


Upuściła białego jak śnieg zająca i kopnęła go łapą, pod sam nos bestii. Bała się jej, więc jakiekolwiek bliższe kontakty wolała odstawić na później.


- Jeżeli obiecasz się mnie nie tknąć, mogę skołować wodę.


I tak się do niego nie zbliżyła. Po prostu do wcześniej wykutego dołka stopiła lodu. Śnieg nie był najlepszym rozwiązaniem, był zbyt brudny. Popatrzyła wymownie na zwierzę. Intrygowało ją, niesamowicie, jednak wiedziała, że nie odpowiadają mu jej klimaty. Wyszła z nory, czując przed nim respekt, i przysiadła nad urwiskiem, dając mu do zrozumienia, że to wszystko, na co może liczyć z jej strony, jednak nie odeszła za daleko. W zamian oczekiwała wyjaśnień, co było widać po jej przepełnionym tajemnicą wzroku.








Umbra? :>

Od Umbry - "Oczekując na bezbolesną śmierć"

Okręcił się w miejscu, marząc, by gdzieś obok znajdowało się źródełko z czystą, orzeźwiającą wodą. Niestety, życie nie mogło oferować mu takich wygód, bo byłoby wtem zbyt piękne, aby być prawdziwe. Westchnął, odnajdując wzrokiem oddalone jezioro.


Wątpił, by jego delikatny żołądek z ochotą przyjął zanieczyszczoną wodę, i nie robił mu potem sensacji - Z pewnością będzie wymiotował, wyzbywając się w ten brutalny sposób zachomikowanych zapasów życiodajnej wody, ale cóż się dziwić; Narząd ten nie pracował od prawie dziesięciu lat.


 Zaplanował, więc, że najpierw zaczerpnie brudnej wody, a potem odnajdzie czyste, górskie źródło i tam już na dobre uzupełni swój zapas płynów. Jak postanowił, tak zrobił - Żelazna pętla zacisnęła się na jego szyi, ale już chwilę potem pojawił się przy brudnym jeziorze. Z jego bogactw korzystało już kilkanaście zwierząt - Niektórymi były zwyczajne sarny, a niektóre wyglądały na nieco bardziej uzdolnione, pod kątem magicznym. Chwiejnym krokiem ruszył w stronę zbiornika wodnego.


Łania poderwała łeb, słysząc go, zastrzygła uszami, wytrzeszczyła oczy, cofnęła się, prawie potykając o pobliski kamień, po czym dając potężny sus do przodu, płochliwie zniknęła między gąszczem krzewów i drzew. Już chwilę później dało się usłyszeć dziki pisk, a jakaś ruda kita śmignęła mu przed nosem, oddalając się w błyskawicznym tempie. Podążając wiernie za nią, cała gromadka, która przed chwilą jeszcze spokojnie piła, teraz w szaleńczym biegu uciekała przed jego postacią. Nie dziwił się. W zasadzie było to mu na rękę - Mniej świadków, więcej prywatności.


 Ale teraz, gdy już schylał się, by zaczerpnąć wody, pojawił się pewien problem - Zegarek. Nie mógł wypuścić go, przecież, do wody. To święty obiekt, a ze świętymi obiektami obchodzić się trzeba delikatnie. Zakołysał nim, a on tyknął, jakby niecierpliwie. W końcu zdecydował, że nie może zrobić nic innego, niźli ułożyć zegarek na łapie i szybko ugasić pragnienie. Delikatnie rozdziawił pysk, odkładając przedmiot. Opadł on bezwładnie na jego kończynę i zatykał. Trwał tak z otwartym pyskiem, delektując się tym uczuciem, że nie trzyma nic między zębami.


Potrząsnął łbem, zaczął zaciskać i rozluźniać szczękę, aż w końcu zanurzył pysk w chłodnej wodzie. To również było cudowne doświadczenie. Płyn wdzierał się bezwstydnie w każdą szczelinę jego paszczy, chłodząc ją. Westchnął z rozkoszy i zaczerpnął łyk wody - Brzuch zaburczał ostrzegawczo, ale on go nie usłuchał, tylko pił zachłannie. Zdawało się, że zaraz pęknie, ale on był zbyt samolubny, by przejmować się nawet swoim organizmem - Liczyła się tylko błogość, towarzysząca temu, że płyn spływał mu do żołądka, że całe jego ciało stawało się na powrót giętkie i elastyczne, bowiem właśnie zwalczał objawy odwodnienia.


 Był tak zajęty delektowaniem się tą cudowną cieczą, że nie zauważył, iż zegarek ześlizguje mu się z łapy i powoli zsuwa do jeziora. W ostatniej chwili opamiętał się i złapał w zęby "święty obiekt".


"Nigdy więcej" - Pomyślał. - "Nie mogę go utracić." - Zakołysał przedmiotem w pysku, pieszczotliwie na niego zezując.


- Ej, ty! - Usłyszał za plecami i łaskawie się odwrócił.


Ujrzał samicę Wolferoon'a. Wysoką, z grubą warstwą futra, porastającego kark. Jej długie uszy miały na sobie drobne blizny i zadrapania. Wyglądała na dość młodą, choć doświadczoną. Gdyby mógł, zmarszczyłby brwi - Czyż ten gatunek nie zamieszkuje wysokich gór?


- Kim jesteś? - Warknęła, stając w bojowej pozycji.


Napadł go atak niekontrolowanego śmiechu.  "Co ona może mi zrobić?" - Dopytał samego siebie, słysząc swój własny, tajemniczy chichot. - "Mi, synowi Śmierci i Czasu, mi, który stara się uratować jej Świat, pełen śmiertelnych, chorobliwie delikatnych istot?"


Wyprostował się, ukazując swą sylwetkę w pełnej okazałości - Może nie zrobiło to na niej większego wrażenia, bowiem była co najmniej dwa razy lepiej zbudowana od niego, ale przynajmniej nabrała do niego szacunku... Może tak: Przynajmniej POWINNA nabrać do niego szacunku.


Przerwał śmiech, pozwalając swojej tajemniczej aurze rozwiać się po polanie, na której się znajdowali.


- Nie boję się ciebie - Syknęła, ale przecież doskonale widział, jak napręża tylnie łapy, odchylając się delikatnie, stając się gotową do ucieczki.


Zniżył łeb, wyjątkowo unosząc ogon - Nie robił tego często. Samica dała ostrożny, wyważony krok do tyłu i zapewne liczyła, że on tego nie zauważy. Och, cóż za śmieszność tej sytuacji - ON CZEGOŚ NIE ZAUWAŻY. Czy tylko on zdaje sobie sprawę z tego, że jest to kuriozalnie zabawne?


Nie miał zamiaru z nią walczyć - Każdy wie, że nie miałby najmniejszych szans. Ale jak tu odmówić temu zawziętemu wyrazowi pyska samicy, gdy tak korciło go, by dać jej popalić w swój ulubiony sposób?


Zarzucił łbem na bok, ukazując swoją szczękę i kły, wysunął swoje krótkie, ostre pazury i naprężył (nieco podbudowane zaspokojeniem pragnienia) mięśnie. Samica nie pozostała mu dłużna i również błysnęła zębami. Sprowokował ją, delikatnie pochylając się do przodu - żeby wyskoczyć i ją zaatakować... Oczywiście, tylko z pozoru.


Wolferoon zawarczał wściekle i ruszył na niego, gotowy do wbicia pazurów w jego ciało. Ale on się już przygotował - W ułamku sekundy dostrzegł oddalony o kilometry stąd czubek góry, skupił się na nim całą swoją siłą woli, pozwolił pętli owinąć się wokół swojej szyi. Dostrzegł rozwścieczone białka oczu samicy, ale w tym samym momencie zmaterializował się na szczycie góry.


Niewyobrażalny chłód owiał jego ciało, zakręciło mu się w głowie, z powodu gwałtownego spadku ciśnienia. Już teraz wyczuł pierwsze objawy choroby dekompresyjnej: Jego ciałem wstrząsnęły drgawki. Miał około pięciu minut, by zejść niżej, bo inaczej umrze.


Po serii wyczerpującej teleportacji w niższe partie góry, znalazł, w końcu nisko położoną pieczarę. Wlazł do niej, czując, że jego ciało jest całe zesztywniałe i wciąż drży. Zawinął się w koncie, czując niewyobrażalny ból brzucha - A oto i skutki jego zachłanności. Jego ciałem targnął bliżej nieokreślony spazm dreszczu, żołądek skurczył się i rozkurczył, wyzbywając się zbędnej zawartości. Zwymiotował.


Dopiero teraz do niego dotarło, że jeśli ktoś nie dostarczy mu wody, lub jedzenia umrze tu, zbyt wycieńczony, by znaleźć się w swej Świątyni Czasu i pośpiesznie oddać się medytacji, aby to jego ciało miało czas na regenerację.


Pozostało mu tylko czekać na rychłą, prawie bezbolesną śmierć z łap górskich bestii, tę boleśniejszą z głodu, odwodnienia, czy wycieńczenia, albo na wybawienie. Choć w to ostatnie raczej wątpił...










Czy ktoś odważy się wybawić Umbrę? Jeśli tak, to czekam w "wyślij opowiadanie", czy też w wypadku administratorów - Nowy post.

Powitajmy mą postać!

Oto Nasza nowa postać!

Umbra


Znajdziecie ją w odnośniku "Samce".




Powitajmy Shir'ę!

Oto Nasza nowa postać!

Shira





Znajdziecie ją w odnośniku "Samice".

~Mam nadzieję, że miło spędzisz z Nami czas!

piątek, 16 lutego 2018

Sojusz!

Witam i zapraszam do odwiedzenia strony naszych nowych sojuszników!

Ich blog'a znajdziecie, także w odnośniku "Sojusznicy".



Mam nadzieję, że będzie to owocna współpraca
~Abra ;3