niedziela, 3 grudnia 2017

Liarra - "Śnieżnooki kłamca"

Im dłużej szłam przesiąkniętą wilgocią ścieżką tym bardziej tęskniłam za pięknym obitym lodem krajobrazem gór. Tutaj... Ehhh. Wszędzie błoto, w dodatku zaczął siąpić deszcz. Skuliłam pysk, kiedy z dużych liści nagle spadła większa ilość wody. Jedynym powodem, dla którego zrezygnowałam z gór jest głód, jaki owił tamte krainy. Musiałam stamtąd uciekać. Prędzej czy później zginęłabym przez skrajne wycieńczenie. Szłam tak dłuższą chwilę, użalając się nad własnym losem, kiedy usłyszałam z daleka szelest w głębi lasu. Zastrzygłam dużymi uszami, lokalizując w momencie zająca. Może i był z lekka wychudzony, ale nie mogę teraz wybrzydzać. Niewiele myśląc rzuciłam się w pogoń, jednak na marne się to zdało, małe i szybkie stworzenie było zwinniejsze niż przerośnięty wilk nieradzący sobie w gęstwinie gałęzi i dzikich, płożących się po ziemi malin. Zacisnęłam zęby, przybierając wściekły wyraz pyska, i patrzyłam w stronę, gdzie zniknął mój obiad. Szłam następne pół dnia, czując, jak sierść na szyi zaczęła się kleić, pędzel na ogonie zupełnie przemókł, a ja wyglądałam jak siedem nieszczęść, w dodatku głodne i zmęczone. Patrzyłam na przewalone drzewa, które na swój sposób utworzyły wysoką pionową półkę. Wybiłam się mocno, i wbijając mocno przednie łapy w korę drzew podciągnęłam się, stając na moim tymczasowym legowisku. Zwiesiłam przednie łapy, oparłam na nich pysk, i nastawiając uszy słuchałam, czy może gdzieś w pobliżu nie napatoczy się jakaś sarna, zając, czy chociażby jakiś gryzoń. Nie wiele musiałam czekać, już po chwili usłyszałam czyjeś głosy. Bez problemu daleka zobaczyłam wilka z łatami na grzbiecie, który szedł... Z lisem? Gdy przechodzili obok, niewiele myśląc zeskoczyłam z wysokich pni drzew, lądując ciężko na ziemi. Patrzyłam to na jedno, to na drugie, skanując ich czujnie wzrokiem. Wyprostowałam się i położyłam uszy, dając im do zrozumienia, że nie chcę walczyć, i czekałam, czy którekolwiek zacznie rozmowę...
 
 
 
Eros

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz