Zadrżał, gdy ostry wiatr ponownie bezczelnie potargał mu sierść, przy okazji jeżąc wszystkie włosy na grzbiecie. Od dłuższego czasu błądził po tym lodowym pustkowiu, wciąż zbyt osłabiony, by próbować się gdziekolwiek teleportować, a zbyt uparty, aby odpuścić sobie wędrówkę przez mróz i powrócić do jaskini Wolferoon'a... Z resztą, teraz i tak nie byłby w stanie jej teraz odnaleźć, wszak gęsta, niczym niezmącona wichura śniego-lodu zacinała mu ostro w czaszkę. Gdzieś w oddali rozbrzmiał dudniący, niski ryk stworzenia, które ewidentnie starało przedstawić siebie, jako dominatora. Nie zamierzał mu w tym przeszkadzać, co więcej - W ogóle nie chciał się z nim spotkać. Czym prędzej, więc, zaczął ponownie przeć przez zamieć. W oddali zamajaczył kształt wielkiej, lodowej góry. Uznał ją machinalnie za swój najbliższy punkt "do zdobycia" i skierował się w jej stronę. Gdy już ją mijał, zadowolony, iż osiągnął cel, powoli starając się upatrzeć kolejny, coś podejrzanie "chrupnęło". Przerażony tym niepokojącym dźwiękiem spojrzał w górę. Teraz już nie miał wątpliwości - Góra zaczęła osuwać się, wprost na niego. Spróbował pobiec, ale nie dość, że nie był (i prawdopodobnie nigdy nie będzie) na siłach do krótkodystansowego "maratonu", to jeszcze brodził w śniegu, pod sam brzuch, a każdy jego członek pulsował i szczypał z zimna. Nie pozostało mu nic, prócz teleportacji. Skupił się całą swoją siłą woli, na oddalonej, śniegowej-nicości... Ale góra już rozsypywała się na ogromne płaty, zdolne zmiażdżyć jego ciało... Horyzont był zamazany, jeszcze bardziej oddalony, niźli zwykle... Jeden kamień, zdołał łupnąć już o ziemię, trzęsąc nią, zwalając go z nóg... Horyzont, śnieg, góra... Biel spowiła mu wizję, pętla poddusiła, a gdy odzyskał zdolność widzenia, ujrzał... Właściwie nie ujrzał nic, prócz dwóch ogromnych, stosunkowo płaskich kamieni, które spadły prosto na jego ciało.
~*~*~
Nie potrafił sprecyzować, kiedy konkretnie to się stało, ale niezmącona ciemność, rozpłynęła się i rozmazała, ukazując mu dla odmiany perłowo-białą, wszechobecną masę, zdającą się pokrywać cały Świat. Chwilę jeszcze trwał w tej samej pozycji, nie wiedząc za bardzo, czy to tylko okrutny sen, napastujący go po śmierci, czy też na prawdę udało mu się przeżyć. Nie robił nic, prócz rozglądania się na boki, a właściwie, to nawet chciał coś zrobić, ale ciało (najwyraźniej oszołomione) odmawiało mu posłuszeństwa, nie robiąc sobie kompletnie nic z sygnałów, wysyłanych z mózgu, o treści "Wstań!", "Ruszaj się!", czy chociażby "Podnieś łapę".
- Stworze?! - Ciszę, przerywaną tylko świstem zamieci (przed którą chroniły go kamienne płaty), rozdarł nagle krzyk. Szorstki krzyk, choć ewidentnie należący do samicy. Pamiętał ten głos. Och, tylko nie ten Woolferoon!
Próbował zamknąć oczy (co było stosunkowo trudne, jeśli nie ma się powiek), albo zmusić organizm do ponownego zemdlenia, ale nie poskutkowało (a to ci niespodzianka!). Chrząknął, więc tylko niezgrabnie, w ostateczności pozwalając "Liar'rze" się wybawić. Przyniosło to oczekiwane skutki. Już chwilę później, bowiem, samica najwyraźniej ujrzała jego wystające spod kamieni kończyny i przepchnęła kamienie na bok. Podciągnął się z ziemi, ale nagle zakręciło mu się w głowie, więc ponownie spoczął na zimnym, nieprzyjemnym gruncie. Zamieć ponownie maltretowała jego pysk. Może mu się zdawało, ale zegarek skuł się już lodem i nie kręcił, pod wpływem wiatru. Wciąż, jednak tykał i brzęczał cicho, co oznaczało, że nawet ekstremalne warunki pogodowe nie są w stanie mu zaszkodzić. "I dobrze." - Pomyślał, zerkając na Liarrę, która chyba szukała jakiegoś sposobu, żeby go przetransportować, ale nie słyszał ani jednego jej słowa. Nie słyszał absolutnie nic, prócz nieustającego, głębokiego szumu w przewodach słuchowych. - "Nie będzie tak łatwo unicestwić Ziemi".
Nagle samica się do niego odwróciła i chyba coś mówiła. Szum, jednak, skutecznie zagłuszał jej całą wypowiedź, jak i resztę dźwięków. Gdy spojrzała na niego wyczekująco, on spróbował powiedzieć "Absolutnie nic nie słyszę", choć ciężko było wydedukować czy mu się to udało, czy nie. Samica wymamrotała coś, patrząc na niego. Z ruchu jej pyska i języka, wstępnie wyczytał, że mówi ona "Niedobrze...". Faktycznie niedobrze. Czy istniało prawdopodobieństwo, że zostanie głuchy do końca życia? A może ten szum, to jednak dobry objaw, świadczący o tym, że przynajmniej COŚ jest w stanie usłyszeć, a później jego stan zacznie się polepszać? Westchnął cicho. Dostrzegł, że Liarra odwraca się. Chce go zostawić?
Spróbował wstać i krzyknąć "Wracaj!", ale ponownie fala bólu przeszyła jego czaszkę, powodując, że Świat niebezpiecznie zawirował. Bezwładnie legł na ziemi. Gdy już utracił nadzieję na to, że samica wróci, a zaczął oswajać się z myślą, że to ostatni dzień jego fizycznej egzystencji, dostrzegł jej kształt, majaczący w oddali. Kiedy mógł już dojrzeć, co dzierży w pysku, przy okazji wlekąc za sobą, przekonał się, że jest to półkolista kłoda, od której odrasta długa, dość solidna gałąź, którą właśnie trzyma między zębami Liarra.
"Mam na to wejść?" - Wyszeptał, a przynajmniej spróbował. "Tak." - Odpowiedziała, podstawiając mu kłodę pod pysk.
<777 słowa = +15 Divitae>
Liar? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz