Usiadła, rozglądając się. Po raz pierwszy w życiu zgubiła się w jakimś miejscu, ze świadomością, że nie ma absolutnie żadnego punktu odniesienia, który pomógłby jej wrócić na ścieżkę, czy chociaż rzekę, wzdłuż której mogłaby podążać. Każdy jej zmysł był w tej chwili bezużyteczny - Dźwięki lasu nie zdołają zaprowadzić jej do domu, więc tym bardziej go nie zobaczy, ani nie wyczuje, nie wspominając już o dotyku. On także był nieprzydatny w tej sytuacji. Pozostało jej tylko iść przed siebie, licząc na to, że spotka się z kimś ze stada, kto mało-wiele orientuje się w otaczającym ją terenie.
Wdrapała się (zapewne niezbyt zgrabnie, ale cóż poradzić, gdy wrodzona, zakodowana genetycznie ociężałość, tak bardzo nie pasowała do tego, jak się zachowywała - W takiej sytuacji byłaby przecież jakimś ptakiem, bądź zwinnym, naziemnym stworzeniem) na sporawy głaz, licząc, iż w jakimkolwiek, choćby najmniejszym stopniu, pomoże on jej, w odnalezieniu znajomych terenów. Niestety - Nie pomógł. Wciąż widziała przed sobą tylko wszechobecny, świerkowy las i pełne białych kłębów - chmur - niebo. Westchnęła, ubolewając nad beznadziejnością sytuacji, w jakiej się znalazła.
Zlazła z głazu i ruszyła przed siebie - Nie miała zamiaru się poddawać, choćby miałaby wędrować przez tydzień, a nawet miesiąc. Każdy krok stawiała z coraz większym przekonaniem, że postępuje słusznie, więc i również wyżej unosiła łeb, stawiając uszy, wypatrując znajomych obiektów, czy też pragnąc posłyszeć utarty w swej pamięci głos.
Dostrzegła w oddali coś, o kolorze tęczy, tyle, że z pewnością nie było tęczą. Było to coś puchatego, od dawna nie układanego, w co wplątane były pojedyncze gałązki i jakiś czarny robaczek.
- Halo...? - Rzuciła, wpatrując się w tą swoistą anomalię.
Ogon wysunął się zza krzewów, a im bardziej był widoczny, tym większą część sylwetki jakiegoś stworzenia mogła dostrzec. W końcu ciekawski pysk łypał na nią podejrzliwie, a w jego oczach, błyszczały turkusowe refleksy... A może te oczy były turkusowe?
- Och... - Wyrwało się istocie, gdy zeskanowała wzrokiem jej sylwetkę.
- Nie musisz się obawiać - Mruknęła łagodnie. - Nie zrobię ci krzywdy.
- To... Dobrze... - Wymamrotało stworzenie. - Szukam schronienia. Znasz jakieś?
Jej ciało spięło się delikatnie, bowiem zawsze tak robiło, gdy istniała szansa na nowego członka w szeregach grupy.
- Tak, bo widzisz, jestem przewodniczką stada...
- Stada? - Uciął jej.
- No... Tak... Stada. Przyjmujemy w swe szeregi zarówno stworzenia "normalne", jak i te "dziwniejsze", choć osobiście uważam, że nikogo nie powinno dzielić się w ten sposób.
Istota zadumała się.
- Czyli przyjmujecie KAŻDEGO? N-nawet... No może... Mnie?
Poczuła przyjemne ciepło w sercu. Kolejny członek. To cudowne!
- Oczywiście! - Nagle zmieszała się. - Ale wiesz... Teraz tak trochę się... Zgubiłam. I nie wiem za bardzo, jak znaleźć drogę. Może byś pomógł na miarę swoich możliwości? Albo najlepiej zacznijmy od tego, jak się nazywasz.
- Bloom... Jestem Bloom - Przedstawił się niepewnie. - A ty?
- Eros, czyli założycielka stada In The Footsteps Of Strange Paws - Odparła.
- In The Footsteps Of Strange Paws? - Dopytał. - Dłuższej nazwy nie dało się wymyślić? - Zażartował.
- Och - Parsknęła. - Widzisz, miałam wtedy taki kaprys. Więc pomożesz mi się tu odnaleźć?
Bloom wyprostował się dumnie.
- Jasne.
<522 słowa + Ten sam dzień, w którym opublikowano opowiadanie = 20 Divitae>
Bloom? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz