Lisie łapy uderzały w ziemię z coraz to mniejszą częstotliwością, by w końcu, gdy tylko rudzielec znalazł się – jak mu się wydawało – poza zasięgiem wzroku Umbry, zacząć wybijać na zmarzniętym gruncie rytm typowy dla marszu.
- Śledź dla mnie Eros, Ron – przedrzeźniał bestię na głos. – I raportuj mi o jej położeniu.
Och, Ron, w coś Ty się wpakował – karcił się w myślach. Bolały go łapy, płuca, wszystko… ale nie to było teraz jego największym zmartwieniem. Musiał odnaleźć przewodniczkę swojego stada i niejako zdradzić ją, naruszając jej prywatność. Nie miał najmniejszej ochoty tego robić. Miał dziesięć tysięcy innych, ciekawszych pomysłów na spędzenie popołudnia. Pomijając też aspekt moralny, nie interesowało go życie prywatne samicy.
Stanął jak wryty, niemalże tracąc przy tym równowagę i przełknął głośno ślinę. Uświadomił sobie bowiem, że Umbry również nie powinno ono interesować. Wykluczywszy opcję, że stwór żywi do niej jakieś głębsze uczucie, z którego rodzi się nadmierna wręcz ciekawość (przecież ta bestia jest niezdolna do uczuć!) doszedł do wniosku, że Umbra musi mieć jakieś niecne plany wobec przywódczyni.
Nie mógł tego tak zostawić. Co robić, co robić? Zatoczył kilka niewielkich okręgów, machając przy tym nerwowo ogonem, co musiało wyglądać komicznie.
Musiał powiedzieć o wszystkim Eros, skonkludował w końcu.
- Od tej chwili każde twoje, nawet najdrobniejsze wykroczenie, równać będzie się śmierci – ponownie przełknął ślinę, przypominając sobie te słowa. No cóż. Czyli chyba jednak nici ze zdrady wobec bestii. Zdążył już polubić Eros, ale na własnym życiu zależało mu dużo bardziej.
Najwyżej wybada teren, sprawdzi, co też potwór kombinuje i wtedy dopiero podejmie decyzję o tym, co robić dalej.
Potrząsnął głową, zadowolony z własnego rozumowania i zaczął kontynuować wędrówkę w stronę, gdzie spodziewał się zobaczyć Eros, czyli w kierunku jej miejsca zamieszkania.
Dotarł na miejsce, gdy na niebie widoczne były już pierwsze gwiazdy. Zbliżył się do nory na tyle, by jego czułe uszy wychwyciły spokojny oddech samicy. Spała.
Zastanowił się przez chwilę, co zrobić. Żałował teraz, że nie zapisał się na internetowy przyspieszony kurs szpiegostwa dla opornych, kiedy miał okazję. No trudno. Musiał sobie poradzić bez tej cennej wiedzy.
Stwierdził, że nie ma sensu wchodzić do środka – i bez tego był w stanie stwierdzić, czym obecnie zajmuje się Eros. Tylko niepotrzebnie zostawiłby tam swój zapach, co na pewno zrodziłoby w głowie przywódczyni jakieś przypuszczenia.
Nie, żeby jakoś szczególnie przejmował się, co inni o nim myślą, ale nie chciał wyjść na zboczeńca podglądającego śpiące panienki. Ani na potencjalnego zamachowca. Sam już nie wiedział, co byłoby gorsze.
W tej sytuacji uznał, iż najlepszym wyjściem będzie jeśli po prostu, podobnie jak jego cel, uda się na nocny spoczynek. Bardzo go potrzebował po tym całym bieganiu i emocjach, jakich doświadczył tego dnia.
Oddalił się kawałeczek od nory Eros, znajdując sobie legowisko w kępce trawy. Stąd widział wyjście jaskini, sam jednak nie mógł zostać dostrzeżony. Idealnie. Bez zbędnych ceregieli, zwinął się w kłębek i zasnął.
Obudził się wyjątkowo wcześnie. Po ni mniej ni więcej dwóch godzinach przewracania się z boku na bok i gapienia na ciemną plamę jaskini, w końcu ujrzał to, co marzył zobaczyć od dawna – sylwetkę Eros. Nie, żeby jej widok tak go ucieszył. Raczej fakt, że będzie mógł w końcu kontynuować swoją misję (a więc pewnie nie zostanie tak szybko zamordowany przez Umbrę) i że zakończy tę nudę.
Szybko jednak okazało się, że nie ma co liczyć na zakończenie nudy. Eros okazała się wybitnie nieciekawą osobistością. Cały dzień podążał za samicą, z ukrycia przyglądając się jej poczynaniom.
Wodopój. Krótki spacer po łące. Przystanek, by opisać wybitnie ciekawego kwiatka i kontynuacja spaceru. Polowanie na sarnę było chyba najbardziej ekscytującą częścią jej dnia, choć też nie było jakieś spektakularne. Po posiłku krótki odpoczynek, kolejna wycieczka nad wodopój. A potem już tylko powrót w okolice nory i gapienie się przez niemalże godzinę na zachodzące słońce. Na koniec do nory i spać. Rany.
Nie dostał od Umbry żadnych instrukcji odnośnie tego, gdzie i kiedy ma się z nim spotkać, toteż uznał, że po prostu wróci do miejsca, gdzie ostatni raz widział potwora. A jako porę spotkania wybrał noc, z racji tego, iż wtedy Eros i tak spała.
Poczuł, jak żołądek zawiązuje mu się w węzeł, choć przecież nie powinien się tak czuć. Wywiązał się ze swojego zadania, a fakt, iż Eros okazała się być wybitnie nudną jednostką, nie był jego winą.
Wziął głęboki wdech i przysiadł na brzegu jeziora. Nie minęło dużo czasu (choć sam odniósł wrażenie, że upłynęła cała wieczność), nim poczuł czyjąś obecność za plecami. Przełknął głośno ślinę i odchrząknął, gotów, by zdać raport.
Umbra? Pobiłam już rekord w przekładaniu terminu? Przepraszam :/
<750 słów = +10 Divitae, dodam sobie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz