Zmarszczyła nos. Jaskinia nie pachniała za ciekawie, dlatego też za punkt honoru obrała sobie jak najszybszą ucieczkę.
- Długo tu nie sprzątałeś? - Zagaiła, delikatnie odchylając się do tyłu.
Lis zamrugał kilkakrotnie, spojrzał jej w oczy i ewidentnie starał się dociec, co też takiego powiedziała. Wywróciła oczyma, ani trochę nie starając się tego ukryć. Jak można kompletnie ignorować swojego rozmówcę, a potem wcale się z tym nie kryć?
- Eee... - Stęknął Ronald. - O-oczywiście...
Zmrużyła oczy, po czym odparła beztrosko:
- No to super. Zabierz się za to od razu, żeby potem nie było kłopotu - Rudzielec wytrzeszczył na nią oczy, ale pokiwał głową. - To ja już idę. Chyba sobie poradzisz. Do widzenia!
I opuściła jaskinię, z satysfakcją notując w umyśle, że Ron już zawsze będzie słuchał każdego słowa drugiego zwierzęcia, najzwyczajniej bojąc się o podobną omyłkę. Najwyższy czas, by zacząć go wychowywać.
~*~*~
Po krótkim maratonie, polegającym na odwiedzeniu miejsca zamieszkania Rogue'a, w końcu udała się do swej jaskini... A raczej półki skalnej z zadaszeniem.
Gęste pnącza oddzielały grotę od świata zewnętrznego. Mała luka pozwalała, jednak sączyć się ospale do wnętrza jaskini promieniom słońca. Wskoczyła przez nią.
Umościła się wygodnie na prowizorycznym posłaniu ze skóry jakiegoś już dawno upolowanego przez nią zwierzęcia. Ułożyła pysk na łapie i pozwoliła swoim uszom opaść. Była wykończona.
To całe stado, to nie aż taki lekki kawałek chleba. Każda pojedyncza prośba kierowana była tylko i wyłącznie do niej, a i sama się pogrążając, załatwiała dodatkowe sprawy członków grupy.
Już od dawna nie zanotowała nic w swoim notesie. Kiedy to ostatnio było? W Grudniu? A może Listopadzie?
Jęknęła cicho, moszcząc się wygodniej; układając ogon wzdłuż ciała, wyciągając komicznie tylne łapy i kładąc głowę na boku. Niektórzy uważali, że taka pozycja (pełna poskręcanych członków - czy to łap, czy to uszu i ogona) nie jest zbyt komfortowa. Ona, jednak dorastała w licznym miocie, więc spróbujcie sobie wyobrazić, jak ciężko było znaleźć miejsce przy sutku matki. Przez to nikt nie narzekał, nawet jak rodzeństwo deptało Ci po głowie, albo ogonie - Liczył się dostęp do mleka i przyjemnie rozgrzanego ciała rodzicielki.
W tej pozycji zasnęła, z głową pełną sentymentalnych wspomnień z dzieciństwa, z migającymi przed oczyma gatunkami fauny i flory z kajetu, z myślami błądzącymi gdzieś swobodnie w dal...
Nie wiedziałam, któż to ma odpisać, ale trzeba zaangażować Panterę xd
Domyślcie się, kto wyśle następną część...
Rogue? cx
sobota, 27 stycznia 2018
piątek, 26 stycznia 2018
Ron (CD Eros) - Jaskinia na własność
Ostre kły przesuwały się gładko po powierzchni kości, co rusz prowokując cichsze lub głośniejsze chrupnięcie. Ron był bardzo zadowolony ze swego znaleziska, a donośne mlaskanie odbijające się od ścian jaskini stanowiło tego niezbity dowód.
Gnat może nie był jakoś szczodrze pokryty mięsem, jednak liskowi to wystarczało. Nieczęsto udawało mu się w ogóle kosztować mięsa tak dużej zwierzyny, w dodatku tak świeżego. Dlatego też niezwykle cenił sobie walory smakowe tego delikatesu i delektował się każdym kęsem. Ba, zadał sobie nawet trud, by przytargać zwłoki do jaskini. A przecież miał wyraźną zasadę: żadnego jedzenia w domu. No cóż, zasady są po to, żeby je łamać, nawet jeżeli samemu się je ustala. W końcu dla tak pysznego kawałka mięsiwa warto.
Poza tym, nie zamierzał długo zostawać w norze. Towarzystwo Liarry było dla niego dość uciążliwe, choć powoli uczył się już ją tolerować. Mimo tego wiedział, że najlepiej mu się będzie mieszkało w pojedynkę. Dlatego też gnijące resztki jedzenia, jakie mogły zostać w pomieszczeniu po zakończonym posiłku, zupełnie liska nie martwiły, w końcu to już nie jego problem. I tak się niedługo wyprowadzi.
Chrupnięcie nieco głośniejsze od poprzednich wyraźnie oznajmiło, że Ronowi wreszcie udało się zmiażdżyć zębami twardą kość i dotrzeć do pysznego, pożywnego szpiku. Na samą myśl o jego smaku, żołądek liska zaczął niemalże wygrywać piątą symfonię Beethovena. Ledwie zdążył zanurzyć język w kremowej słodyczy, gdy...
- Ron? - Usłyszał niepewny głos, należący do, jak mu się zdawało, Eros.
- Tak? - Zapytał. Wypuszczenie kości z pyska okazało się dla niego o wiele trudniejszym zadaniem, niż można by przypuszczać.
- Przynoszę dobrą nowinę - oznajmiła przywódczyni, której przysadzista sylwetka właśnie wyłoniła się z wejścia do jaskini. Samica spojrzała na leżące pod ścianą truchło, jednak szybko przeniosła wzrok na liska. - Och, a co to? A z resztą, nie ważne. Ucieszysz się. Liarra się wyprowadza.
Uszy liska nieznacznie uniosły się wbrew jego woli, podobnie jak z resztą kąciki ust, które usilnie próbowały wytworzyć na lisim pysku szeroki uśmiech. W oczach Rona zawitał nowy błysk. Uważny obserwator zauważyłby nawet, jak przez jego ciało przeszła fala zmniejszająca napięcie mięśni. Nowina zdecydowanie liska ucieszyła. Co nie znaczyło, że chciał, by Eros zobaczyła wyraz jego radości. Schował się troszkę bardziej za kością.
- Czy to oznacza, że będę miał całą norę dla siebie? - Zapytał najbardziej obojętnym tonem, jaki mógł w tamtym momencie przybrać jego głos.
- Właśnie tak - oznajmiła Eros, energicznie kiwając głową.
- Och. Dziękuję - znów próbował kryć euforię za maską obojętności, jednak ostatnie słowo wypowiedział stanowczo zbyt wysokim tonem.
Eros? Jestem mistrzem zakończeń, wiem.
sobota, 13 stycznia 2018
Eros (CD Liarra) - "Dobra nowina"
Uśmiechnęła się lekko. Serce drgnęło jej na widok miny zbitego wilka, która wykwitła na pysku Liar.
- Oczywiście - odparła. - Są Płaskie wodospady, to dość niedaleko... No i Góry czarnej pożogi, ale tam lepiej się nie zapuszczać...
Wolferoon postawił uszy, a w jej oczach zadrgały ogniki szczęścia.
- Zaprowadzisz mnie tam? Proszę...! - Zaskamlała.
Nie mogła jej, przecież odmówić. Była za miękka, by skruszyć wypełnione nadzieją serce Liarry.
- Jasne, chodź - Mruknęła, ruszając w stronę gęstego lasu.
~*~*~
- Och... - Ciche westchnienie rozdarło krępującą ciszę, która towarzyszyła im w wędrówce. Wolferoon z zapartym tchem zaczął obserwować liczne wodospady, bezwiednie opadające ku przepaści, między licznymi wysokimi górami.
- Pięknie, prawda? - Zapytała obejmując spojrzeniem otaczający je, majestatyczny krajobraz.
- Tak.
Liarra zaczęła stąpać powoli ku urwisku. W końcu, gdy wydawało się, że zaraz stamtąd spadnie (już chciała biec w jej stronę, krzycząc: "Liar, stój!") ona usiadła i ze stoickim spokojem zaciągnęła się górskim powietrzem.
Odetchnęła z ulgą.
Podeszła do niej, ostrożnie wymierzając każdy pojedynczy krok, bowiem perspektywa przepaści wywoływała u niej zawroty głowy. Nienawidziła wysokości.
- I jak? Podoba Ci się tu, mimo, że nie ma tu śniegu?
- Jasne... Tutaj jest niesamowicie. Nawet pachnie podobnie, jak w domu.
Dostrzegła podejrzany błysk w kąciku jej ślepi. Odwróciła zakłopotana wzrok, dostrzegając, że Liar'rze zeszkliły się oczy.
Odczekała kilka sekund i znowu zagaiła, na pozór beztrosko:
- Jest tu kilka grot, nor, czy jaskiń. Jak chcesz, to nie widzę kłopotu, żebyś się tu osiedliła. Ron chyba się ucieszy; cała nora jego - Dodała, chichocąc cicho.
- Mówisz poważnie...?
- Nie mam w zwyczaju żartować z takich spraw...
Liarra poderwała się z ziemi i zaczęła wydawać z siebie serię bliżej nieokreślonych dźwięków, mających zapewne symbolizować niewymiarzalne szczęście samicy.
Parsknęła, wstała i udała się, by przekazać Ron'owi "dobrą nowinę".
Ron? =^.^=
- Oczywiście - odparła. - Są Płaskie wodospady, to dość niedaleko... No i Góry czarnej pożogi, ale tam lepiej się nie zapuszczać...
Wolferoon postawił uszy, a w jej oczach zadrgały ogniki szczęścia.
- Zaprowadzisz mnie tam? Proszę...! - Zaskamlała.
Nie mogła jej, przecież odmówić. Była za miękka, by skruszyć wypełnione nadzieją serce Liarry.
- Jasne, chodź - Mruknęła, ruszając w stronę gęstego lasu.
~*~*~
- Och... - Ciche westchnienie rozdarło krępującą ciszę, która towarzyszyła im w wędrówce. Wolferoon z zapartym tchem zaczął obserwować liczne wodospady, bezwiednie opadające ku przepaści, między licznymi wysokimi górami.
- Pięknie, prawda? - Zapytała obejmując spojrzeniem otaczający je, majestatyczny krajobraz.
- Tak.
Liarra zaczęła stąpać powoli ku urwisku. W końcu, gdy wydawało się, że zaraz stamtąd spadnie (już chciała biec w jej stronę, krzycząc: "Liar, stój!") ona usiadła i ze stoickim spokojem zaciągnęła się górskim powietrzem.
Odetchnęła z ulgą.
Podeszła do niej, ostrożnie wymierzając każdy pojedynczy krok, bowiem perspektywa przepaści wywoływała u niej zawroty głowy. Nienawidziła wysokości.
- I jak? Podoba Ci się tu, mimo, że nie ma tu śniegu?
- Jasne... Tutaj jest niesamowicie. Nawet pachnie podobnie, jak w domu.
Dostrzegła podejrzany błysk w kąciku jej ślepi. Odwróciła zakłopotana wzrok, dostrzegając, że Liar'rze zeszkliły się oczy.
Odczekała kilka sekund i znowu zagaiła, na pozór beztrosko:
- Jest tu kilka grot, nor, czy jaskiń. Jak chcesz, to nie widzę kłopotu, żebyś się tu osiedliła. Ron chyba się ucieszy; cała nora jego - Dodała, chichocąc cicho.
- Mówisz poważnie...?
- Nie mam w zwyczaju żartować z takich spraw...
Liarra poderwała się z ziemi i zaczęła wydawać z siebie serię bliżej nieokreślonych dźwięków, mających zapewne symbolizować niewymiarzalne szczęście samicy.
Parsknęła, wstała i udała się, by przekazać Ron'owi "dobrą nowinę".
Ron? =^.^=
Sojusz!
Witam i zapraszam do odwiedzenia strony naszych nowych sojuszników!
Ich blog'a znajdziecie, także w odnośniku "Sojusznicy".
Mam nadzieję, że będzie to owocna współpraca
~Abra ;3
środa, 10 stycznia 2018
Od Liarra (CD Rogue) - "Nowe terytoria"
Podeszła do wielkiego zwierzęcia, zmuszając go tym samym do odpowiedzi. Wydawał jej się najciekawszą osobą z nowo poznanych znajomych. W dodatku miał tak dziwnie charakterystyczny wygląd...
Ku jej szczęściu Rogue zaczął co nieco o sobie opowiadać, dzięki czemu nie było między nimi niezręcznej ciszy. Sama wilczyca, by jej nowy znajomy nie prowadził monologu, wtrąciła od czasu do czasu coś od siebie. Nawet nie ukrywała, że fakt, iż wychował go smok, niesamowicie ją zaintrygował.
- Jesteśmy.
Mówi, zatrzymując się niedaleko medyka. Zostawia Rogue'a i kiedy ten pogrąża się w niechętnej rozmowie z lekarzem z powodu małej pijawki, zostawia znajomego i znika na nowo, bez jakiegokolwiek słowa, w głąb lasu.
Wilczyca sama nie wiedziała, kiedy znalazła się na krańcu lasu. Nie chciała z niego wychodzić. Pomimo że wychowała się na pustyniach lodowych, w "mrocznych" klimatach czuła się o niebo lepiej. Tutaj aż raziło słońce. Oddychając ciężko przez gorąc ruszyła przed siebie targniona poczuciem ciekawości. Zastrzygła parę razy uszami, jednak nie wyczuwając niebezpieczeństwa położyła je płasko, gotowa by w razie jakiegokolwiek ataku się obronić. Zaczęła iść w stronę jednego z wodospadów, czując, że coraz gorzej jej się oddycha. Mimo uciążliwej duchoty w powietrzu podeszła bliżej wody, patrząc z zachwytem na krajobraz wodospadów. Uśmiechnęła się pod nosem, kuląc pysk.
- Może tutaj nie jest aż tak źle, jak się myślałam.
Mówi cicho, wpatrując się w wodę oczarowana. Wilczyca dopiero późno w nocy zaczęła wracać do stada Eros. Od razu zaczęła jej szukać, snując się między leżami innych wilków. Znajdując łaciatego przedstawiciela gatunku Currens autem ad solis occasum nie wiedziała, jak zadać pytanie, więc skuliła tylko łeb i powiedziała przepełnionym jednocześnie perfekcyjnie udawanym, smutnym głosem.
- Nie znam dokładnie waszych terenów. Oprócz wodospadów i lasów, nie macie tu może gór?
Chociażby najniższych.
Wlepiła w Eros przepełniony nadzieją wzrok, oczekując odpowiedzi.
Eros?
Ku jej szczęściu Rogue zaczął co nieco o sobie opowiadać, dzięki czemu nie było między nimi niezręcznej ciszy. Sama wilczyca, by jej nowy znajomy nie prowadził monologu, wtrąciła od czasu do czasu coś od siebie. Nawet nie ukrywała, że fakt, iż wychował go smok, niesamowicie ją zaintrygował.
- Jesteśmy.
Mówi, zatrzymując się niedaleko medyka. Zostawia Rogue'a i kiedy ten pogrąża się w niechętnej rozmowie z lekarzem z powodu małej pijawki, zostawia znajomego i znika na nowo, bez jakiegokolwiek słowa, w głąb lasu.
Wilczyca sama nie wiedziała, kiedy znalazła się na krańcu lasu. Nie chciała z niego wychodzić. Pomimo że wychowała się na pustyniach lodowych, w "mrocznych" klimatach czuła się o niebo lepiej. Tutaj aż raziło słońce. Oddychając ciężko przez gorąc ruszyła przed siebie targniona poczuciem ciekawości. Zastrzygła parę razy uszami, jednak nie wyczuwając niebezpieczeństwa położyła je płasko, gotowa by w razie jakiegokolwiek ataku się obronić. Zaczęła iść w stronę jednego z wodospadów, czując, że coraz gorzej jej się oddycha. Mimo uciążliwej duchoty w powietrzu podeszła bliżej wody, patrząc z zachwytem na krajobraz wodospadów. Uśmiechnęła się pod nosem, kuląc pysk.
- Może tutaj nie jest aż tak źle, jak się myślałam.
Mówi cicho, wpatrując się w wodę oczarowana. Wilczyca dopiero późno w nocy zaczęła wracać do stada Eros. Od razu zaczęła jej szukać, snując się między leżami innych wilków. Znajdując łaciatego przedstawiciela gatunku Currens autem ad solis occasum nie wiedziała, jak zadać pytanie, więc skuliła tylko łeb i powiedziała przepełnionym jednocześnie perfekcyjnie udawanym, smutnym głosem.
- Nie znam dokładnie waszych terenów. Oprócz wodospadów i lasów, nie macie tu może gór?
Chociażby najniższych.
Wlepiła w Eros przepełniony nadzieją wzrok, oczekując odpowiedzi.
Eros?
poniedziałek, 8 stycznia 2018
Sojusz!
Witam i zapraszam do odwiedzenia strony naszych nowych sojuszników!
Ich blog'a znajdziecie, także w odnośniku "Sojusznicy".
Mam nadzieję, że będzie to owocna współpraca
~Abra ;3
piątek, 5 stycznia 2018
Od Eros (CD Sarazal) - "Męcząca sytuacja"
Podniosła wzrok, dostrzegając karłowatą wilczycę. Jej sierść była mlecznobiała, prócz symetrycznych obwódek, wokół oczu, uszu oraz komicznie wyglądających skarpet na czterech łapach - Wszystko to było matowo-czarne. Było jeszcze coś, co aż nad zbyt zaskarbiało sobie uwagę osób trzecich, a mianowicie duże rozłożyste skrzydła, których pióra kojarzyły jej się z ptasim pierzem. Zdawałoby się, że sią wielce niesymetryczne, w stosunku do filigranowej sylwetki przybyszki...
Harpia uwięziona pod szponami Rogue'a zaczęła się szamotać, przypominając o swojej obecności i krzycząc:
- Sarazal! Sarazal, ratuj! To kanibale! Chcą mnie zjeść! - Zaskrzeczała tak nieprzyjemnie, że aż podkuliła swoje własne uszy.
- Wcale nie chcieliśmy Cię zjeść - Zaprzeczyła, marszcząc nos, bowiem skrzek stawał się coraz bardziej uciążliwy. - Co najwyżej wpisać do kajetu.
Harpia zamarła.
- Jakiego kajetu?
Westchnęła, cudem powstrzymując się od wywrócenia oczyma. Cała ta sytuacja zdawała się być już nieco męcząca.
- Mojego notesu. Jestem od k r y w c z y n i ą i dbam, by o d k r y w a ć coraz to nowe gatunki stworzeń... Względnie je opisywać, aby to znaleźć wyjątek, potwierdzający regułę. Możesz go puścić, Rogue.
Samiec rzucił jej nieprzychylne, podejrzliwe spojrzenie, ale łaskawie uniósł łapę. Harpia zaszamotała skrzydłami, niezgrabnie czołgnęła się z ziemi, po czym wzbiła się ku niebu i zniknęła gdzieś między kłębami chmur.
- Harpik! - Milcząca wadera pisnęła z naganą w głosie.
Już rozchylała skrzydła, by podzielić los towarzysza, ale Rogue zawarczał. Nie miał zamiaru pozwolić jej uciec.
Domniemana Sarazal rzuciła w jego stronę spłoszone spojrzenie i zwinęła swoje "ptasie narządy".
- Jestem Eros i bynajmniej nie zamierzam zrobić Ci krzywdy. Chciałabym tylko dowiedzieć się co-nieco o Twoim gatunku... Pustynne wilki są tutaj dość rzadko spotykane.
Rogue przysiadł z grymasem znudzenia na pysku i odwrócił wzrok.
Wadera, nabrawszy odwagi, rzuciła z nonszalancją w głosie:
- Pytaj.
Samiec uchwycił kątem oka jej sylwetkę, prychnął i ponownie skupił się na jakimś bliżej nieokreślonym obiekcie w oddali.
- No więc... Ten... - Nagłe zmiany postawy... Skąd ona to znała? - Może zacznijmy od tego, co Cię tu sprowadza?
Sarazal zamrugała i zaczęła opowiadać.
Sarazal?
Harpia uwięziona pod szponami Rogue'a zaczęła się szamotać, przypominając o swojej obecności i krzycząc:
- Sarazal! Sarazal, ratuj! To kanibale! Chcą mnie zjeść! - Zaskrzeczała tak nieprzyjemnie, że aż podkuliła swoje własne uszy.
- Wcale nie chcieliśmy Cię zjeść - Zaprzeczyła, marszcząc nos, bowiem skrzek stawał się coraz bardziej uciążliwy. - Co najwyżej wpisać do kajetu.
Harpia zamarła.
- Jakiego kajetu?
Westchnęła, cudem powstrzymując się od wywrócenia oczyma. Cała ta sytuacja zdawała się być już nieco męcząca.
- Mojego notesu. Jestem od k r y w c z y n i ą i dbam, by o d k r y w a ć coraz to nowe gatunki stworzeń... Względnie je opisywać, aby to znaleźć wyjątek, potwierdzający regułę. Możesz go puścić, Rogue.
Samiec rzucił jej nieprzychylne, podejrzliwe spojrzenie, ale łaskawie uniósł łapę. Harpia zaszamotała skrzydłami, niezgrabnie czołgnęła się z ziemi, po czym wzbiła się ku niebu i zniknęła gdzieś między kłębami chmur.
- Harpik! - Milcząca wadera pisnęła z naganą w głosie.
Już rozchylała skrzydła, by podzielić los towarzysza, ale Rogue zawarczał. Nie miał zamiaru pozwolić jej uciec.
Domniemana Sarazal rzuciła w jego stronę spłoszone spojrzenie i zwinęła swoje "ptasie narządy".
- Jestem Eros i bynajmniej nie zamierzam zrobić Ci krzywdy. Chciałabym tylko dowiedzieć się co-nieco o Twoim gatunku... Pustynne wilki są tutaj dość rzadko spotykane.
Rogue przysiadł z grymasem znudzenia na pysku i odwrócił wzrok.
Wadera, nabrawszy odwagi, rzuciła z nonszalancją w głosie:
- Pytaj.
Samiec uchwycił kątem oka jej sylwetkę, prychnął i ponownie skupił się na jakimś bliżej nieokreślonym obiekcie w oddali.
- No więc... Ten... - Nagłe zmiany postawy... Skąd ona to znała? - Może zacznijmy od tego, co Cię tu sprowadza?
Sarazal zamrugała i zaczęła opowiadać.
Sarazal?
wtorek, 2 stycznia 2018
Od Rona (CD Eros) - Wydany barbarzyńcom?
(akcja opowiadania toczy się około miesiąc temu)
- Oczywiście. Idealnie trafiłeś, bo akurat kogoś takiego szukam.
- Oczywiście. Idealnie trafiłeś, bo akurat kogoś takiego szukam.
Ha. Manipulanta, pasożyta? Lis uśmiechnął się pod nosem, po czym teatralnie schylił czoło w ukłonie.
- Prowadź, więc... - polecił.
Eros ruszyła wolnym krokiem przed siebie, a lis podjął wędrówkę u jej boku.
- No, to... co cię tu sprowadza? - Zapytała. Ron odniósł wrażenie, że pytanie padło wyłącznie jako przerywnik dla niezręcznej ciszy, a towarzyszki podróży tak naprawdę nie interesuje powód jego przybycia.
- Mnie? Trafiłem tu przypadkiem - odpowiedział wymijająco. - Powiedz mi lepiej, jak to się stało, że tak... autorytarny - przeciągnął to słowo, jakby próbował je posmakować - osobnik jak ty włada własnym stadem, co? Nie wyglądasz mi na kogoś, kto przejąłby władzę siłą - Eros obdarzyła go piorunującym spojrzeniem, nie przerywając jednak jego wypowiedzi. Lis, niezrażony, kontynuował: - Powiedz mi więc, skąd pomysł założenia stada? I to takiego, do którego przyjmiesz nawet lisa? Więzi rodzinne odpadają... - mruczał już pod nosem. Właściwie zaczynał mówić tylko po to, by uniknąć nieprzyjemnej ciszy.
- Och... wiesz, nuda, samotność... chciałam w końcu znaleźć sobie jakieś zajęcie - odpowiedziała obojętnym tonem, jednak ledwie dostrzegalny błysk w jej oku zasugerował, że sprawa wcale tak obojętna nie jest.
- Ach... - odmruknął lis.
Kolejnych kilkadziesiąt, o ile nie kilkaset kroków upłynęło im w milczeniu. Jedynie dźwięk łap opadających na pokrytą żwirem ścieżkę oraz nieśmiały szum wiatru zakłócały ciszę.
- No, to... daleko jeszcze? Zaczynam już wątpić w istnienie tej nory. Wyprowadzisz mnie gdzieś między barbarzyńców i zostawisz im na pożarcie, ja to wiem! - Zażartował Ron, któremu zdecydowanie nie odpowiadało milczenie.
Eros zaśmiała się pod nosem. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, nim drogę zastąpiła im... jakaś przerośnięta, umięśniona wilczyca? Z... tygrysimi prążkami, w dodatku czarno-niebiesko biała? I... czy Ron dobrze widział, że jej ogon jest zakończony pędzelkiem, jak u lwa?
No nie, czy ona na prawdę zaprowadziła mnie barbarzyńcom? Pomyślał, co nawet wydało mu się na swój sposób zabawne. Jednocześnie stwierdził, że ma dość dziwnych stworzeń jak na jeden dzień.
Wilczyca położyła tylko uszy i wlepiła w naszą dwójkę wyczekujące spojrzenie czarnych oczu...
No, to możemy uznać, że kontynuacją tego opowiadania jest pierwsze opowiadanie Liarry.
- Mnie? Trafiłem tu przypadkiem - odpowiedział wymijająco. - Powiedz mi lepiej, jak to się stało, że tak... autorytarny - przeciągnął to słowo, jakby próbował je posmakować - osobnik jak ty włada własnym stadem, co? Nie wyglądasz mi na kogoś, kto przejąłby władzę siłą - Eros obdarzyła go piorunującym spojrzeniem, nie przerywając jednak jego wypowiedzi. Lis, niezrażony, kontynuował: - Powiedz mi więc, skąd pomysł założenia stada? I to takiego, do którego przyjmiesz nawet lisa? Więzi rodzinne odpadają... - mruczał już pod nosem. Właściwie zaczynał mówić tylko po to, by uniknąć nieprzyjemnej ciszy.
- Och... wiesz, nuda, samotność... chciałam w końcu znaleźć sobie jakieś zajęcie - odpowiedziała obojętnym tonem, jednak ledwie dostrzegalny błysk w jej oku zasugerował, że sprawa wcale tak obojętna nie jest.
- Ach... - odmruknął lis.
Kolejnych kilkadziesiąt, o ile nie kilkaset kroków upłynęło im w milczeniu. Jedynie dźwięk łap opadających na pokrytą żwirem ścieżkę oraz nieśmiały szum wiatru zakłócały ciszę.
- No, to... daleko jeszcze? Zaczynam już wątpić w istnienie tej nory. Wyprowadzisz mnie gdzieś między barbarzyńców i zostawisz im na pożarcie, ja to wiem! - Zażartował Ron, któremu zdecydowanie nie odpowiadało milczenie.
Eros zaśmiała się pod nosem. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, nim drogę zastąpiła im... jakaś przerośnięta, umięśniona wilczyca? Z... tygrysimi prążkami, w dodatku czarno-niebiesko biała? I... czy Ron dobrze widział, że jej ogon jest zakończony pędzelkiem, jak u lwa?
No nie, czy ona na prawdę zaprowadziła mnie barbarzyńcom? Pomyślał, co nawet wydało mu się na swój sposób zabawne. Jednocześnie stwierdził, że ma dość dziwnych stworzeń jak na jeden dzień.
Wilczyca położyła tylko uszy i wlepiła w naszą dwójkę wyczekujące spojrzenie czarnych oczu...
No, to możemy uznać, że kontynuacją tego opowiadania jest pierwsze opowiadanie Liarry.
Subskrybuj:
Posty (Atom)