środa, 21 lutego 2018

Od Umbry (CD Liarra) - "Poszukując miejsca, gdzie można odpocząć"

Nie był w stanie czołgnąć się z ziemi, ani się teleportować, chociaż od "źródełka" dzielił go niespełna metr. Podpełznął, więc, tam, będąc ucieszony faktem, iż samica patrzy w inną stronę - Przynajmniej nie dostrzeże jego słabości i skrajnego wycieńczenia. W końcu znalazł się przy dziurze, zarzucił łbem, by łatwiej sięgnąć płynu i (tym razem ostrożnie, łykając wodę raz na pół minuty) opróżnił zawartość przygotowanej przez Woolferoon'a "misy".


Oparł głowę na pobliskim kamieniu i westchnął; Wciąż czuł się okropnie.


Samica wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, było to coś pomiędzy jękiem, a sapnięciem. Nagle zdecydowała, że nie chce dłużej siedzieć na tej dość wątpliwie stabilnej skarpie, podniosła się z ziemi i wlazła ospałym krokiem do jaskini, zerkając wszędzie, tylko nie na niego.


Pokręcił głową - Nienawidził być ignorowany, tylko i wyłącznie w wyniku czyjejś nieporadności, dotyczącej nieumiejętnego rozpoczęcia rozmowy.  Nie potrafisz zagaić - Nie mów nic. Kierował się tą zasadą przez całe życie, i tylko spójrzcie, jaki z niego okaz zdrowia! Wyczuwacie tu sarkazm? To dobrze, bo przecież jeszcze chwilę temu był święcie przekonany, że zdechnie w tej jaskini, a teraz nie był w stanie wykonać żadnego bardziej sensownego ruchu, niźli pokręcenie swoim łbem, który (jak zapewne wiecie) był gołą czaszką, osadzoną na wychudłym ciele.


- Jestem Liarra - Wypaliła, w końcu, patrząc na niego, jakby nie do końca wierzyła, że udało jej się cokolwiek z siebie wykrztusić, lecz w jej oczach wciąż czaiła się ta arogancka nuta zarozumialstwa.


Nie czuł potrzeby, by odpowiadać, więc skinął krótko łbem i zajął się kontemplacją wnętrza jaskini; Jej kamienne ściany gdzieniegdzie pokrywał lód, bądź coś na kształt mchu... Skąd on się tu wziął? Nie wiedział, ale możliwe, że ta niespotykana w górach wilgoć, spowodowana była gwałtownym, Ziemskim ociepleniem.


Zadrżał lekko, gdy lodowaty podmuch bezczelnie wdarł się do wnętrza kamiennej izby. "Liarra" to zauważyła i ze zdziwieniem zlustrowała go spojrzeniem.


- Zimno ci?


Doprawdy, śmiertelnicy zadają najgłupsze pytania, jakie kiedykolwiek obić się mogły mu o uszy. Są w górach, gdzie wieje lodowaty wiatr i pada jeszcze "lodowatszy" śnieg, siedzą w niczym nie ocieplanej, skutej po części lodem jaskini... Nie, ABSOLUTNIE NIE JEST MU ZIMNO.


Po raz kolejny uznał, że uwłaczałoby to jego godności, jeśli raczyłby jej odpowiedzieć.


Miarą tego, że samica wciąż trochę się go bała, był fakt, iż nie próbowała jeszcze wymóc na nim odpowiedzi.


Złożył łeb na łapie i pozwolił ciemności objąć troskliwie swą znękaną trudem istnienia sylwetkę.


~*~*~


Obudził się nagle, podobnie, jak przy zasypianiu. Po prostu poczuł, że jest dość wypoczęty, aby wstać i wynurzył się bezwładnie, spod ciepłej kołdry snu. Chwilę leżał jeszcze w tej niewygodnej pozycji - Podczas odpoczynku powyginał sobie dziwacznie kończyny - ale, w końcu uznał, że zaraz zaszkodzi ona jego i tak już "uszkodzonemu" ciału i powstał, jednocześnie odkrywając, iż ma dość siły, by chodzić.


Rozejrzał się po jaskini, szybko dostrzegając drzemiącą w koncie "Liarrę". Upewniwszy się, że samica twardo śpi (odchrząknął cicho), opuścił bez słowa kamienną izbę.


Chłodny wiatr zaczął igrać, wśród jego futra, targając je na wszystkie możliwe strony świata. Ze świstem wciągnął powietrze do płuc i udał się w dal, w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby odpocząć. Nie męczony temperaturą, wiatrem, śniegiem, głodem i wycieńczeniem.








Liar? c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz